Recenzja książki – Równi bogom.

Równi bogom recenzja książki

Geniusz człowieka potrafi być przyćmiony przez jego głupotę i krótkowzroczność. Tą smutną dla nas prawdę przedstawia Isaac Asimov w książce Równi bogom. Wszystko to oczywiście w charakterystycznej dla twórcy otoczce naukowej.

Asimov w swoich dziełach wielokrotnie udowadniał, że potrafi być mocno nietuzinkowym pisarzem science fiction. Nie inaczej jest w przypadku recenzowanej książki nagrodzonej Nebulą w 1972, Hugo i Nagrodą Locusa w 1973. Same te wyróżnienia jasno pokazują, że mamy tu do czynienia z tytułem, obok którego żaden fan gatunku nie powinien przejść obojętnie.

Powieść jest zasadniczo połączeniem trzech oddzielnych nowel, które przenikają się na wielu płaszczyznach i na poziomie molekularnym tworzą jedną nierozerwalną całość, którą czytelnik doceni i zrozumie dopiero po zakończonej lekturze.

Pierwsza część (zatytułowana Z głupotą…) skupia się na radiotechniku Fredericku Hallamie i jego przypadkowym odkryciu plutonu-186. Izotopu, który teoretycznie nie powinien istnieć na Ziemii. Największym jego odkryciem jest jednak to, że materiał ten pochodzi z równoległego wszechświata i może stać się źródłem nieprzebranej czystej energii, która zrewolucjonizuje świat. Tak też się stało, co postawiło Hallama na szczycie piramidy największych naukowców w historii ludzkości, jeszcze bardziej podsycając jego arogancję. Ludzkość tak bardzo zachłysnęła się nowym odkryciem i idącymi za tym wynalazkami (pompa elektronowa – prowadząca wymianę energii pomiędzy równoległymi wszechświatami, dostarczająca niewyczerpanej energii), że kompletnie nie dostrzegała żadnych zagrożeń. Jednym z nielicznych naukowców bojących się o przyszłość naszego wszechświata jest młody fizyk Peter Lamon. Uważa on, że korzystanie z tego źródła energii może doprowadzić do wybuchu słońca, a więc naszej całkowitej zagłady. Oczywiście nikt mu nie wierzy, a rzucenie naukowego wyzwania legendzie, jaką stał się Hallam, automatycznie przekreśla jego szanse na naukową karierę.

Asimov w dość bezpośredni sposób krytykuje tutaj ludzką głupotę i naszą niechęć do rezygnacji z wygód, nawet jeśli mogą one prowadzić do tragedii. Skupia on również uwagę na pewnej niefizycznej walce dwóch różnych ideologii. Debacie naukowej, w której najczęściej wygrywa nie prawda, a większe poparcie społeczeństwa (nawet jeśli ono się myli).

Pierwsza z nowelek stanowi ciekawy naukowy wstęp do tego, co możemy znaleźć w księdze zatytułowanej …sami bogowie…. Zanurzamy się tutaj bowiem w równoległym uniwersum, w którym panują zupełnie odmienne prawa fizyki, co też przekłada się na jego mieszkańców. Asimov tworzy swój wszechświat, w którym byty dzielą się na twarde i miękkie. Ci drudzy z kolei rozdzielają się na trzy płcie (rodzicielskie, racjonalne i emocjonalne), które muszą ze sobą koegzystować, aby powstało nowe życie. Opowieść skupia się tu na trójce wyjątkowych bohaterów (Dua, Odeen i Tritt), dzięki którym poznajemy ich świat, jego prawa i zależności zachodzące pomiędzy poszczególnymi jednostkami. Niezaprzeczalnie są to jedni z najbardziej abstrakcyjnych „kosmitów”, jakich można poznać na łamach powieści sci-fi. Oczywiście w ich opisie występuje pewien antropomorfizm, ale jest on naprawdę ograniczony do niezbędnego minimum. Losy para-ludzi stworzonych przez Asimova są nie tylko powiązane z wątkiem naukowym z poprzedniego rozdziału (wpływ działania wymiany energii na oba wszechświaty), bardzo dużą uwagę autor poświęca tu również na ich emocjonalno-racjonalne współżycie (również w bezpośrednim tego słowa znaczeniu, niekoniecznie jest to jednak podane w prostej i bezpośredniej formie). Całość treści jest zaskakująco angażująca, a kolejne strony pochłania się w błyskawicznym tempie.

W trzeciej części książki (…walczą nadaremno?) powracamy w bardziej znane nam realia, odwiedzając ludzką kolonię na księżycu. Nie można się tutaj nazbyt zagłębiać w fabułę, aby nikomu nie zepsuć lektury. Wystarczy nadmienić, że jednym z głównych bohaterów jest naukowiec mający swoje przejścia z Frederickiem Hallamem, dla którego księżyc ma stać się nowym początkiem jego życia. Powraca jednocześnie temat działania pompy elektronowej i negatywnych skutków czerpania z niej energii. Naukowa strona nowelki trzyma swój wysoki poziom i nie można tutaj znaleźć żadnych konkretnych wad. Niepotrzebnie jednak autor dołożył do tego kilka innych mniej interesujących wątków. Skupia on uwagę między innymi na odmiennym sposobie życia „lunarczyków”, dla których pewne ziemskie konwenanse są czymś zupełnie obcym (np. podejście do nagości, sexu, chodzenia publicznie bez ubrań). Niewiele to wnosi do samej głównej osi historii i najzwyczajniej jest tutaj niepotrzebne (moim zdaniem). Malutką łyżeczką dziegciu jest również napięcie (albo raczej jego brak) wynikające ze zbliżającej się nieuchronnie zagłady. Bohaterowie rozmawiają o wybuchu słońca i zakończeniu życia w naszej części wszechświata, jakby dyskutowali o pogodzie.

Wymienione wady (trzeciego rozdziału) są co prawda zauważalne przez czytelnika, nie wpływają one jednak znacząco na jakość całego dzieła. Książka Równi bogom jest bowiem tytułem, po który naprawdę warto sięgnąć, będąc fanem sci-fi. Nie jest to może podium powieści Asimova, ale w top 5 tytuł ten na pewno się plasuje.


  • Autor: Isaac Asimov
  • Tłumacz: Krzysztof Bednarek
  • Wydawnictwo: Rebis
  • Format: 135×215 mm
  • Liczba stron: 400
  • Oprawa: zintegrowana

Książkę w najlepszej cenie znajdziesz na Ceneo.pl


Komiksiarnia Dobra popkultura

Równi bogom.
8/10

Ocena:

Pewne wiedza naukowa zawarta w dziele w perspektywie obecnych czasów może wydawać się trochę przestarzała, nadal jest to jednak kawał solidnej powieści science fiction, w której fizyka jest równie ważna, jak bohaterowie.

0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
0
Would love your thoughts, please comment.x