Dzień wagarowicza – recenzja książki

Dzień wagarowicza recenzja książki

Dzień wagarowicza autorstwa Roberta Ziębińskiego to książka dla każdego kto lubuje się w literaturze przesyconej strachem. To właśnie to uczucie towarzyszy człowiekowi od niepamiętnych lat. Z biegiem rozwoju społeczeństwa zaczął on tracić swoje pierwotne znaczenie i stał się cechą, na której można całkiem dobrze zarobić, zarówno w kontekście filmu, jak i książki. Na rynku zaczęła się więc pojawiać cała masa dzieł, których podstawowym elementem fabuły stawał się właśnie lęk. Formy prezentacji tego silnego stanu emocjonalnego są najprzeróżniejsze, od tych naprawdę „mocnych” po bardziej „delikatne”. Do którego grona można zaliczyć ową książkę? 

W mrokach lasu

Gęsty mroczny las, skrywający „coś” łaknącego krwi, dom na uboczu i grupka nastolatków, którzy jedyne, o czym myślą to dobra zabawa. Brzmi to znajomo? Gdyby owymi nastoletnimi bohaterami byli potomkowie Wujka Sama, a sama akcja działa się gdzieś w pobliżu jeziora Kryształowego, można byłoby śmiało powiedzieć – kolejny amerykański slasher. Tutaj jednak fabuła jest o wiele ciekawsza, niż może się to wydawać na pierwszy rzut oka. Zresztą już sam początek książki i dedykacja autora dla George’a A. Romero, zwiastuje coś naprawdę dobrego.

Akcja powieści przenosi czytelnika do roku 1956 roku, a jeszcze dokładniej rzecz ujmując do marca. To właśnie wtedy Bolesław Bierut, przebywając w Moskwie na zaproszenie tamtejszych władz w celu wysłuchania referatu Nikity Chruszczowa na temat zbrodni Stalina, z nadmiaru informacji i emocji przenosi się na tamten świat. Polska przygotowuje się do wielkiej narodowej żałoby, a polityczne hieny cmentarne zaczynają już walczyć między sobą o władze. To właśnie w tym okresie córka jednego z prominentnych polityków wraz z grupą przyjaciół wyrusza do domu letniskowego w gęstych mazurskich lasach, gdzie mają oni mocno rozrywkowo uczcić Dzień Wagarowicza. W dzikich okolicach jeziora Śniardwy, dzieje się jednak coś mocno niepokojącego. Okoliczna zwierzyna tak sam, jak mieszkańcy, zaczynają stawać się krwawymi ofiarami „czegoś”, co najwyraźniej coraz mocniej zaczyna łaknąć krwi. Sprawą mocno interesuje się jeden z mieszkańców, były lekarz Armii Krajowej, który odnalazł w tych odludnych okolicach oazę spokoju. Zaczyna on badać sprawę, w której nic nie jest zbyt jasno. Nie wiadomo czy sprawcą jest dzikie oszalałe zwierzę, czy też ma to coś wspólnego z „ruskimi”, mającymi tutaj swoją tajną placówkę. Jedno jest pewne – nikt nie będzie mógł się tutaj czuć bezpiecznie, a ofiar z każdym kolejnym dniem będzie przybywać.

Pomysłowy scenariusz

Fabularnie całość brzmi dosyć prosto, może nawet troszkę zbyt sztampowo i nie ma co ukrywać, że w pewnych aspektach książka właśnie taka jest. Zapewniam jednak, że drzemie w niej jednocześnie spory potencjał „slasherowej rozrywki”, która powinna zaciekawić spore grono czytelnicze.

Autor od samego początku bawi się sprawdzonymi koncepcjami typowo amerykańskich horrorów/slasherów. Dostosowuje on je do swoich potrzeb twórczych, jednocześnie świetnie kontrastując te elementy z rodzimym komunizmem lat 50-tych. Sprawia to, że książka pomimo swojej pozornej wtórności, oferuje naprawdę ciekawą i intrygującą treść.

W pozytywnym odbiorze działa pomaga również styl, w jakim zostało ono napisane. Autor decyduje się tutaj na mocno przyswajalny język, nie zapominając jednak o wykorzystaniu bardziej bogate słownictwa w mocno rozbudowanych opisach. Całość jest łatwa, szybka i przyjemna w czytaniu (o ile można tak powiedzieć o książce zaliczanej do grona szeroko pojętych „horrorów”), co powinno się podobać zarówno nastoletnim, jak i starszym odbiorcom.

Zaserwowana tutaj historia jest ukazana zasadniczo z perspektywy trzech różnych stron: lokalnego mieszkańca Romana (byłego lekarza AK, uczestnika walk o Warszawę i partyzanta), młodej Ingi (córki ważnego komunistycznego polityka) i osób zarządzającym tajnym rosyjskim obiektem badawczym. Do tego grona należy zaliczyć jednak również spora ilość postaci drugoplanowych (mieszkańcy okolicznych domostw, grupa nastolatków, czy pracownicy tajnego laboratorium). Tam, gdzie mnóstwo ludzi, tam też będzie cała masa trupów. Nie ma co ukrywać, że postacie drugoplanowe robią tutaj za typowe mięso armatnie. Doskonałym tego przykładem mogą być właśnie nastolatki, które w chwili zagrożenia zachowują się deb.. irracjonalnie, podobnie jak ich zachodni rówieśnicy w tego typu produkcjach. Wiadomo wtedy, że zginą oni widowiskową i krwawą śmiercią.

Do grona pozytywów książki trzeba zaliczyć również jej klimat. Robert Ziębiński w umiejętny sposób buduje całe napięcie, dzięki czemu od początku do końca wyczuwalna jest tutaj aura niepokoju. Czy można się przy publikacji bać? Moim zdaniem nie (jest to jednak odczucie mocno subiektywne). Całość fabuły posuwa się do przodu bardzo dynamicznie, zapewniając sporo akcji, nie pozwalając odbiorcy na chwilę nudy. Głównie spowodowane jest to objętością dzieła, które do najobszerniejszych nie należy.

W iście horrorowo – rozrywkowej formie podane są tutaj również pewne elementy, które powinny spodobać się miłośnikom historii z okresu II Wojny Światowej. Zdaje sobie jednak sprawę z tego, że są to aspekty książki, na które większość czytelników nie zwróci w ogóle uwagi. Trudno nawet jednoznacznie stwierdzić czy sam autor, podczas procesu twórczego czerpał inspirację z przeszłości czy jest to tylko czysty wytwór jego wyobraźni. Nie zmienia to jednak faktu, że połączenie mazurskich odludnych terenów z eksperymentami nad stworzeniem żołnierza idealnego, to coś więcej niż tylko książkowa fikcja.

Tytuł jest na tyle dobry i przyjemny w czytaniu, że trudno doszukać się tutaj ewidentnych jego wad, co nie oznacza, że takowych nie ma. Pewne zastrzeżenia można mieć co do jakości finału, który mógł być o wiele bardziej widowiskowy. Kompletnie niepotrzebnie autor pokusił się tutaj również na przedstawienie fragmentów bliższych „kontaktów” dwójki bohaterów. Co prawda nie przeszkadzają one w odbiorze książki, jednak nic nie wnoszą do samej treści, a zaoszczędzone w ten sposób miejsce można byłoby wykorzystać w lepszy sposób. Należy być również przygotowanym na pewne uproszczenia fabularne i troszkę zbytnio przesadzone elementy, są to jednak mało istotne elementy, które niespecjalnie wpływają na jakość dzieła.


Dziękuje za udostępnienie książki do recenzji wydawnictwu Rebis.

7/10

OCENA:

Dzień wagarowicza to naprawdę solidna porcja „rozrywkowej” rodzimej popkultury, która niczym nie ustępuje zachodniemu pierwowzorowi, nawet w pewnych aspektach go ulepsza. Robert Ziębiński nie chciał stworzyć powieści ambitnej, o której dyskutować będą krytycy tylko taką, którą sprawdzi się w każdych okolicznościach i wywoła na twarzy odbiorcy uśmiech zadowolenia. Można śmiało napisać, że jego plany zostały zrealizowane i nie pozostaje nic innego jak tylko ten tytuł polecić każdemu fanowi dynamicznej i krwawej literatury.

0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
0
Would love your thoughts, please comment.x