Jednym z tych elementów kultury japońskiej, który najbardziej mnie interesuje są tamtejsze gorące źródła. Choć podobne rozwiązania mamy w wielu innych krajach, a nawet w Polsce możemy korzystać z źródeł geotermalnych, to jest coś magicznego w tzw. onsen. W bardzo ciekawy sposób tę niezwykłość ukazano w najnowszym anime produkcji Netflix zatytułowanym Thermae Romae Novae.
Już samo intro serialu nie tylko zaprasza nas do niezwykłego świata, ale daje do zrozumienia, że czeka nas niesamowita przygoda. Jesteśmy zaskoczeni znajomymi dźwiękami opery Carmen Georgesa Bizeta, a jeszcze bardziej tekstem śpiewanym przez Paolo Andreę di Pietro. Nie jest to bowiem popularna Pieśń Toreadora, lecz aria wykładająca nam zasady panujące w rzymskich łaźniach. Już po pierwszych minutach byłem zafascynowany tym, co przyniesie mi seans Thermae Romae Novae.
I muszę przyznać, że się nie zawiodłem. Choć to raptem jedenaście odcinków, a każdy z nich poza wstępem działa według utartego schematu, to anime wciągnęło mnie na całego. Kolejne epizody skupiają się na innych wyzwaniach, którymi stoi architekt łaźni Lucius Modestus. Jest jednak pewien zwrot akcji, który czyni ten tytuł jeszcze ciekawszym i zabawniejszym. Nasz bohater nieraz zanurza się w gorącej wodzie lub przypadkiem do niej wpada, by po kilku chwilach wyjść z niej już w zupełnie innym miejscu! I czasie! Konkretniej, wychodzi w różnych okresach czasu w japońskich onsen.
Pomysł jest taki, że nie potrafiący dogadać się z Japończykami Rzymianin podpatruje ich zwyczaje, architekturę, technologię, a nawet kuchnię. Gdy po pewnym czasie dopada go zmęczenie, budzi się z powrotem w swoich czasach. Następnie wykorzystuje to, co zobaczył by budować kolejne łaźnie i udogodnienia dla swoich rodaków. Wszystko na chwałę wielkiego Rzymu! Bo serial skupia się nie tylko na różnych elementach funkcjonowania rzymskich łaźni oraz sposobach korzystania z ich właściwości. Nie. Pokazuje nam również ogromną miłość głównego bohatera do jego ojczyzny.
Dodatkowo każdy odcinek został wzbogacony o krótki reportaż autorki mangi, na podstawie której powstało Thermae Romae Novae pani Mari Yamazaki. Odwiedza ona w nim różne japońskie gorące źródła, odkrywając przed nami ich sekrety i magię. Daje to nam lepsze wgląd w samą animację, która po części również toczy się w onsen.
W zasadzie każdy najważniejszy składnik tego przepysznego dania, jakim jest Thermae Romae Novae zapada widzowi w pamięć. Muzyka, inspirująca się operowymi utworami idealnie podkreśla wzniosłość i wspaniałość starożytnego Rzymu. Elementy historyczne zdają się być jak najbardziej wiarygodne. Styl, w jakim narysowano postacie i otaczający ich świat jest oryginalny, jedyny w swoim rodzaju. Do tego trzeba jeszcze wspomnieć o świetnym poczuciu humoru, zasadzającym się na kulturowych różnicach między Rzymem a Japonią. Palce lizać!
Polecam:
OCENA:
Podsumowanie.
Ta oryginalna historia zaspokoi pragnienia zarówno miłośników historii, stałych bywalców gorących źródeł, jak i poszukiwaczy doskonałych animacji.