Według Encyklopedii PWN samuraj od słowa samurae – być w służbie to „japoński wojownik wysokiej rangi, walczący z konia, mający wasali”. Większość osób kojarzy jednak samurajów przede wszystkim jako wojowników walczących w imię swojego pana. O jednym z nich opowiada najnowsze oryginalne anime Netflixa pt. Yasuke.
Sześcioodcinkowa produkcja, której pomysłodawcą jest amerykański artysta LeSean Thomas, który pracował przy takich tytułach jak „Legenda Korry”, „Kim Kolwiek”, „Ben 10: Alien Force” czy „Batman: The Brave and the Bold”. Jest także twórcą innego anime Netflixa, „Cannon Busters”. Tym razem postanowił przybliżyć nam mającą podwaliny w rzeczywistości historię pewnego niewolnika, który został pierwszym czarnoskórym samurajem.
Historia opowiedziana na nowo
Faktem jest, że anime czerpie z prawdziwej historii, ale dodaje do tego element międzynarodowy i nadprzyrodzony. Trafiamy do dwóch okresów. Jeden z nich to czasy walki daymyō – potężnych władców feudalnych – od momentu trafienia tytułowego bohatera na służbę do Ody Nobunagi aż do momentu jego śmierci (od 1579 do 1581 roku) Drugi okres to z kolei wydarzenia mające miejsce 20 lat później i to właśnie on stanowi główny wątek fabularny animacji.
Poznajemy Yasuke, a właściwie Yassana, bo tak wołają na niego mieszkańcy małej wioski, w której żyje i mieszka. Zmęczony walką, nawiedzany w snach koszmarami swojej przeszłości bohater ukrywa się z dala od siejącej terror władzy demonicznej daymyō. Nie takie jest jednak jego przeznaczenie i los chce, że były samuraj będzie miał do wykonania jeszcze jedno zadanie, któremu zgodnie ze swoim charakterem, a przede wszystkim honorem i kodeksem wojownika, nie będzie mógł odmówić.
Z pozoru Yasuke będzie musiał jedynie bezpiecznie przetransportować na północ kobietę i jej chore dziecko. Z czasem okaże się jednak, że od przeżycia małej Saki będą zależeć losy całego kraju. W trakcie podróży poznajemy jego przeszłość, to jak stał się samurajem i zaskarbił sobie przychylność wspomnianego już Nobunagi, a także jak skończył w takim, a nie innym miejscu. Po drodze czeka nas wiele niespodzianek i zwrotów akcji, a historia będzie rozwijać się dynamicznie i nawet się nie obejrzycie, a będzie po wszystkim.
Rzeczywistość miesza się z fantazją
Już sam fakt, że ktoś postanowił opowiedzieć historię Yasuke, czarnoskórego samuraja, w formie anime bardzo mnie zainteresował. LeSean Thomas uznał jednak, że nie będzie to dla widza wystarczająco interesujące i stworzył alternatywną rzeczywistość, w której Mongołowie dysponują niezwykłą technologią, przypominającą tzw. Mechy, a niektóre osoby obdarzone są niezwykłymi umiejętnościami takimi jak na przykład zamiana w zwierzę, czy przyzywanie duchów. Sprawia to, że fabuła staje się bardziej nieprzewidywalna i choć szybko zdajemy sobie sprawę jak mniej więcej potoczą się losy głównego bohatera, to nie jesteśmy w stanie odgadnąć co stanie się w drodze od punktu A do punktu B.
Co się tyczy samych bohaterów anime, to przede wszystkim uwagę przykuwa sam Yasuke, potężnie zbudowany, świetnie władający kataną, a przy tym bardzo inteligentny wojownik, którego losy śledzimy. Ciekawy jest fakt, że autentyczne postacie, które się tutaj pojawiają, np. Oda Nobunaga, Mitsuhide, Ranmaru w dużym stopniu zostali zaprezentowani zgodnie z ich historycznymi opisami i tak wspomniany Oda jest liderem bezwzględnym, ale również zainteresowanym innymi kulturami o bardzo liberalnych poglądach. Są tu też wspaniałe, zupełnie oryginalne osoby. Na czoło wysuwa się grupka bardzo różnych najemników, wśród których mamy chciwego szamana z Beninu, racjonalnie myślącego mongolskiego mecha, zmiennokształtną Rosjankę i władającą gigantyczną kosą Japonkę. Ciekawą dynamikę do serialu wnosi Saki, jedenastoletnia dziewczynka, klucz do pokonania złej daymyō, oraz jej relacja z Yasuke.
Tradycja i nowoczesność
Yasuke oferuje widzowi niezwykły klimat. Bardzo zręcznie wyłożono nam wszystkie wątki i postacie historyczne w taki sposób, że zachęcają one do zapoznania się z dziejami Japonii. Jednocześnie nie sprawiając takiego trudu jak kucie na pamięć dat i wydarzeń na klasówkę z historii. Kraj Kwitnącej Wiśni z przełomu XVI i XVII w. jawi się nam po prostu jako fascynujące miejsce.
Ten klimat to jednak nie tylko historia, to także spektakularne walki oraz tryskająca na wszystkie strony krew, czego nie powstydziłby się nawet Quentin Tarantino. Dotyczy to zarówno samurajskich pojedynków jak i wielkich bitew. Wrażenie robią zaprezentowane nam wszystkie nadprzyrodzone moce, a sama animacja, która łączy w sobie elementy tradycyjne i trójwymiarowe, jest bardzo płynna i przejrzysta, z czym w niejednym przypadku Netflix miał w przeszłości problemy by wspomnieć nową wersję „Saint Seiya” czy „Ultramana”.
Do tego wszystkiego dochodzi jeszcze wspaniała ścieżka dźwiękowa, łącząca motywy tradycyjne (kojarzone z czasami przedstawionymi w animacji) ze współczesnymi brzmieniami. Już samo intro z utworem zatytułowanym „Black Gold” powoduje, że wręcz odpływamy do innej rzeczywistości, słuchając delikatnych, momentami wzruszających dźwięków w połączeniu z pojawiającymi się na ekranie głównymi bohaterami tej opowieści. Za muzykę odpowiedzialny jest mający na swoim koncie nominację do nagrody Grammy producent Flying Lotus. Utwory, które usłyszycie w trakcie seansu animacji świetnie oddają równowagę między wątkami historycznymi, a wszechobecną fantastyką.
Podsumowanie
Anime w Polsce dostępne jest w trzech wersjach językowych – niemieckiej, angielskiej i japońskiej, a ja postanowiłem doświadczyć tej opowieści w tych dwóch ostatnich. Z początku wydawało mi się, że angielski dubbing nie będzie miał szans w zderzeniu z japońskimi głosami, charakterystycznymi dla anime, ale zdecydowanie bardziej zaskarbił sobie moje uznanie. Po prostu wydawało mi się, że poszczególne postacie brzmią lepiej, ciekawiej i wiarygodniej niż w japońskim wykonaniu. Przede wszystkim wyróżnić należy LaKeitha Stainfielda, który w brawurowy sposób ożywił swoim głosem głównego bohatera.
Jeśli miałbym cokolwiek krytykować w historii przedstawionej przez LeSeana Thomasa, to chyba jedynie fakt, że jest bardzo krótka. Na dodatek, tak ciekawa postać jak Yasuke, egzystująca w dość skomplikowanym środowisku (ze względu na kulturę i tradycje tamtego okresu), mogła stać się podstawą o wiele głębszej fabuły. Gdzie twórcy mogli poruszyć o wiele więcej kwestii niż tylko honor. Przejście od poznania bohatera do ostatecznej konfrontacji ze złą wiedźmą, której nikt nie zdołał pokonać przez ponad 20 lat następuje po prostu zbyt szybko. Dziewczynka, która dopiero co odkryła w sobie moc, po dwóch odcinkach walczy z siłami zła jak równy z równym. Pod koniec balans między autentycznością, a fantastyką został według mnie zbytnio zaburzony i pomimo tego, że samo zakończenie jest świetne, to pewien niedosyt pozostaje. Nie ma jednak wątpliwości, że Yasuke to pozycja, która powinna zaciekawić nie tylko znawców historii czarnoskórego samuraja, ale również tych poszukujących dobrego anime „akcji”.
Polecam:
OCENA:
Krótko:
Mieszanka historii i fantastyki, która uczy i zapewnia rozrywkę.