Recenzja serialu – Futurama #1-7.

Futurama recenzja animacji

W ostatnich latach zaczęło pojawiać się coraz więcej komedii w klimatach sci-fi. Avenue 5, Orville, Rick i Morty, czy Spoza układu to tylko niektóre z nich. Zanim jednak podobne produkcje zaczęły podbijać serca widzów, ponad 20 lat temu szlak przetarła animacja, będąca dzieckiem Matta Groeninga. Gdy wszyscy byli już przyzwyczajeni do wysokiego poziomu Simpsonów, amerykański scenarzysta i producent postanowił spróbować czegoś innego i nowego. I tak narodziła się Futurama.

Już same losy serialu, którego pierwszy odcinek miał premierę w 1999 roku, są równie ciekawe co zawiłe. Choć dziś Futurama doczekała się wręcz kultowego statusu wśród fanów i przez lata transmisji mogła pochwalić się dobrą, a czasami nawet rekordową oglądalnością, włodarze ze stacji FOX nie potrafili zrozumieć fenomenu animacji. Zmieniali godziny i dni jej wyświetlania, aż w końcu produkcję skasowali. Zniknęła z telewizji na dobre 7 lat, aż do życia została przywrócona dzięki stacji Comedy Central (2010-2013). O szczegółach przeczytacie tutaj.

Nie bez powodu chcę opowiedzieć wam o Futuramie właśnie dziś. W bieżącym roku Hulu zamówiło bowiem nowe odcinki serialu! 20 nowych epizodów zadebiutuje w 2023. Nadarzyła się zatem dobra okazja, by do animacji powrócić. Tym bardziej że jest ona w całości dostępna na platformie Disney Plus. Jest polski dubbing, później także polski lektor, możecie zatem oglądać jak wam się żywnie podoba.

O czym opowiada Futurama? Punktem wyjścia dla fabuły serialu jest Sylwester 1999 r. Wtedy to przeciętny, zdecydowanie niewyróżniający się inteligencją dostawca pizzy Fry w trakcie wykonywania swojej pracy zostaje przez kogoś wkręcony. Nie ma klienta, co nie oznacza, że bohater nie poczęstuje się pizzą. Chwila nieuwagi i bujający się na krześle chłopak wpada do stojącej za nim kapsuły hibernacyjnej! Pierwsza dawka często absurdalnego humoru za nami. Budzi się 1000 lat później i tak zaczyna się jego przygoda w przyszłości.

Kolejne odcinki animacji, splatają losy Fry’a, który okazuje się mieć żyjącego krewnego w roku 3000. Tak oto bohater, który poprzysiągł sobie, że w końcu zrobi coś pożytecznego ze swoim życiem i przestanie być dostawcą, zostaje… dostawcą. Tylko tym razem jest członkiem załogi statku kosmicznego, który dostarcza przesyłki w przeróżne części galaktyki. Razem z jednooką Leelą i robotem Benderem pracują dla Planet Express, a ich życie obfituje w przezabawne historie, które twórcy opowiadają nam na przestrzeni 140 epizodów.

Za sprawą Futuramy odkrywamy świat przyszłości, w którym istnieją budki dla samobójców, roboty i kosmici są na porządku dziennym, a wiele znanych osobistości z historii świata takich jak aktorzy, naukowcy, czy prezydenci wciąż żyje! Tak właściwie to żyją jedynie ich głowy, które są umieszczone w specjalnych słojach. Tylko co to za życie bez ciała, prawda? Fry musi się jakoś odnaleźć w tym zupełnie nowym otoczeniu, o czym traktują pierwsze odcinki animacji. Rzadko kiedy popadają one w schemat, czasem opowiadając poważniejsze historie, kiedy indziej parodiując, chociażby znane filmy, zawsze śmiesząc i często zaskakując widza.

Jeśli kojarzycie poczucie humoru, którym charakteryzują się, a przynajmniej charakteryzowali się w pierwszych sezonach, Simpsonowie to podnieście je do potęgi n-tej, odrzucie większość zahamowań i przenieście się w przyszłość, a otrzymacie Futurame. Dużą zasługą w wysokim poziomie komedii są barwne postaci. O głównym bohaterze wspomniałem już na początku, więc teraz przyszła pora by powiedzieć co nieco o pozostałych osobach.

Leela, to poszukująca swojego rodzinnego domu, rozwiązująca swoje problemy głównie przy użyciu siły odważna cyklopka. Z kolei Bender to robot, który pije, kradnie i wciąż żartuje sobie z ludźmi, którzy są jego zdaniem poniżej jego poziomu. I to pomimo faktu, że został on zaprojektowany jedynie do zginania różnych przedmiotów. Jest też Hubert J. Farnsworth, szalony naukowiec, który nigdy nie wymyślił niczego naprawdę pożytecznego, który jest właścicielem Planet Express. Znalazło się też miejsce dla księgowego, byłego mistrza limbo, miłośnika papierkowej roboty Hermesa, a także studentki astrofizyki, stażystki oraz rozpuszczonej córki bogaczy Amy. Nie zapominajmy o dr. Zoidbergu!

W odróżnieniu od Simpsonów, czy wielu innych animacji, opierających się na podobnym schemacie co Futurama, tutaj zdarzenia mają swoje konsekwencje, a czas posuwa się do przodu, choć efektów starzenia się specjalnie na bohaterach nie widać. I tak np. w końcu dowiadujemy się kim są rodzice Leeli, jej związek z Fry’em w pewnym momencie zaczyna przypominać prawdziwy związek, a Nixon zostaje prezydentem świata.

Gdy po raz kolejny zasiadłem do seansu serialu, zacząłem zauważać pewne motywy, które dziś dostrzegamy w innych produkcjach. Stąd nasuwa się myśl, że Futurama była pierwsza, a inspirowanie się jakąś produkcją to dla niej duży komplement. Odcinków jest naprawdę dużo i ciężko wybrać najlepsze. Jeśli jednak miałbym się o to pokusić, to wskazałbym serię epizodów, które początkowo zostały wyemitowane w formie pełnometrażowych filmów, a następnie stworzono z nich dodatkowy sezon animacji. Były to Wielka wyprawa Bendera, Potwór o miliardzie grzbietów, Gra Bendera i W zielonej dzikiej dali. Każdy z nich domyślnie miał służyć jako finał Futuramy.

Wydaje mi się, że właśnie w tym momencie twórcy zdali sobie sprawę z tego, jak mogą bawić się formą serialu, jak daleko mogą posunąć się z historią i namieszać w losach bohaterów. Futurama potrafi w zabawny sposób poruszać poważne kwestie. Zdominowanie życia przez technologię, wyniszczenie środowiska, czy wiara to niektóre z nich, a trzeba wziąć pod uwagę fakt, że pierwsze odcinki serialu miały premierę w 1999 r.

Poza tym świetnie wypada też obsada serialu. Największe pole do popisu zdaje się mieć tutaj Billy West, który podkłada głos nie tylko głównemu bohaterowi, lecz także profesorowi Farnsworthowi, Zoidbergowi, Zappowi Branniganowi i kilku innym postaciom. Najlepiej według mnie wypada jednak John DiMaggio jako olewający wszelkie zasady Bender. Dodatkowo bardzo naturalne jest tłumaczenie, a co za tym idzie, trzeba pochwalić polski dubbing, do którego widz mocno się przywiązuje.

Pamiętam, że jako fan science-fiction czułem się zobligowany do obejrzenia Futuramy. A że mam nietypowe poczucie humoru i nie pogardzę dobrą komedią, to serial kupił mnie już od pierwszego odcinka. Oglądając kolejne sezony, widzimy jak produkcja ewoluuje. Zarówno pod względem fabuły, bohaterów, jak i samej animacji, która z czasem staje się coraz lepsza. Myślę, że pochwał dla tego tytułu nie będą szczędzić zarówno fani fantastyki, jak i osoby, które lubią pośmiać się z otaczającego nas świata. Ten został bowiem ukazany w serialu w krzywym zwierciadle, śmiejąc się z wszystkiego i to w przeróżny sposób. Dlatego zapraszam was w podróż w czasie, z której z pewnością wrócicie zadowoleni.


Komiksiarnia Dobra popkultura

Futurama.
9/10

Ocena:

Przezabawna do kwadratu, oryginalna, pchająca do przodu granice humoru Futurama ma absolutnie wszystko by zachwycić fanów sci-fi, animacji i komedii.

0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
0
Would love your thoughts, please comment.x