Wyobraź sobie „najgorszego” (w sensie postępowania) znanego ci antybohatera komiksowego. Teraz spotęguj to uczucie kilkukrotnie i obsadź go w głównej fabularnej roli. Dopiero wtedy będziesz miał oględne pojęcie, z jakim typem bohatera przyjdzie ci się spotkać w komiksie Szumowina #1: Cocainefinger, który niedawno pojawił się na naszym rynku nakładem wydawnictwa Non Stop Comics.
Ernie Ray Clementine to osobnik, na którego temat śmiało można napisać, że sięgnął on przysłowiowego dna człowieczeństwa. Skrajnie wulgarny półanalfabeta, złodziej, alkoholik, narkoman, kłamca, członek brutalnego gangu motocyklowego, jednostka która nigdy nie zrobiła niczego dobrego i zawsze myślała tylko o sobie. Postać śmiało mogąca robić za największego antybohatera, z którym walczą dzielni herosi i którego pokonanie mogłoby być świętowane przez tłumy. W albumie Szumowina #1: Cocainefinger rzeczywistość bywa jednak mocno przewrotna. To właśnie on przez zupełny przypadek wstrzykuje sobie supertajne serum, robiące z niego najpotężniejszego szpiega na świecie, który ma ocalić ludzkość (Panie mniej nas w swojej opiece). Jakby tego było mało, to jego „nowe super” zdolności aktywują się jedynie w momencie, kiedy zachowuje się on „szlachetnie”. Czy Ernie pod wpływem nowej sytuacji zdoła zmienić swoje dotychczasowe życie, czy może jednak świat czeka zagłada?
Gatunek komiksów „superbohaterskich” od dawien dawna pełny jest altruistycznych herosów w obcisłych spandeksowych ciuszkach, którzy gotowi są na największe poświęcenia. Od pewnego czasu wiele w tej kwestii się zmienia, a gatunek stara się ewoluować i dostosować do potrzeb współczesnego odbiorcy. Komiksowi twórcy nie ustają więc w próbach połączenia innowacyjności i sprawdzonych gatunkowych schematów. Nie inaczej jest w przypadku Ricka Remendera, któremu na pewno nie można odmówić sporej dawki wyobraźni i głowy wypełnionej różnorakimi pomysłami.
W albumie już od pierwszych stron autor bezpardonowo prezentuje nam głównego bohatera, z którym trudno jest się utożsamiać ani tym bardziej mu kibicować. Prawdziwa „szumowina”, z którą nikt nie chciałby mieć nic wspólnego. To właśnie jednak jego gigantyczna deprawacja sprawia, że chce się przewracać kolejne strony komiksu, aby zobaczyć czy naturę człowieka można tak łatwo zmienić. Obok tego, Remender konstruuje również nieźle skrojony świat, w którym łączy realistyczną brutalność z próbą pastiszowego ukazania „superbohaterskich” realiów. Czytelnik może być więc pewny tego, że nie zabraknie w tytule zarówno widowiskowości, jak i przemyślanego poczucia humoru.
Nie wszystko jest jednak tutaj idealne. Niezwykle „wyrazisty” bohater całkowicie przyćmiewa wszystkie inne pojawiające się postacie. W wielu scenach robią one wyłącznie za tło, na które niespecjalnie zwraca się uwagę. Nie wiem jak „dominacja” Erniego wypadnie w kolejnych częściach i czy niestanie się nagle ona zwyczajnie nudna. Ponarzekać można również na zbyt wiele moim zdaniem napoczętych tutaj wątków. Ze względu na dynamikę wydarzeń są one prezentowane bardzo pobieżnie. O wiele lepiej sprawdziłoby się mocniejsze skupienie na dwóch/trzech z nich.
Jeśli chodzi o oprawę graficzną tytułu, to prezentuje ona dużą różnorodność. W albumie znalazły miejsce prace kilku różnych twórców, z których każdy miał własny pomysł zwizualizowania scenariusza. Wspólną cechą rysunków na pewno jest spora widowiskowość, dobre oddanie dynamiki konkretnych scen, sugestywna brutalność i niezwykle żywe kolory.
Szumowina #1 jest więc początkiem serii, która nie jest może nadmiernie wybitna, ale powinna zapewnić fanom mocnej akcji sporo dobrej rozrywki.
Dziękujemy wydawnictwu Non Stop Comics za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
Polecam:
OCENA:
Podsumowanie.
Komiksowa ostra jazda bez trzymanki, gdzie brutalność, wulgarność i brak poprawności politycznej jest czymś zupełnie normalnym, a główny bohater daleki jest od ideału „herosa”.