Nietuzinkowy superbohater – recenzja komiksu Miotacz śmierci

Miotacz śmierci - recenzja komiksu

Daniel Clowes to komiksowy artysta, który specjalizuje się w tworzeniu mocno „nietuzinkowych” dzieł. Do tego grona z całą pewnością trzeba zaliczyć album Miotacz śmierci, który pojawił się niedawno na naszym rynku nakładem wydawnictwa Kultura Gniewu.

Jeśli ktoś nie zna twórczości artysty i nie jest obeznany z profilem wydawniczym Kultury Gniewu, widząc okładkę tego komiksu, może odnieść mylne wrażenie, że mamy tutaj do czynienia z kolejnym sztampowym superbohaterskim dziełem w klimatach „retro”. Zapewniam jednak, że pozory mylą, a wnętrze dzieła skrywa znacznie więcej treści niż tylko przygody ludzi obdarzonych nadprzyrodzonymi mocami.

Na temat komiksu nie ma sensu się zbyt rozwlekle rozpisywać i już na samym początku należy stwierdzić, że mamy tutaj do czynienia ze „świetnym” tytułem. Zaoszczędzone cenne sekundy na czytaniu nazbyt długiego tekstu recenzji, zawsze przecież można wykorzystać do zamówienia tego dzieła i szybszego trzymania go we własnych dłoniach.

Rysunek 1

Album Miotacz śmierci łączy w sobie dużą dawkę realizmu znaną z innych dzieł twórcy (Wilson, Ghost World) z mocno zwariowaną wariacją superbohaterskiej opowieści, w której nie brakuje solidnej porcji surrealizmu. Takie połączenie jasno daje do zrozumienia, że jest to tytuł nietuzinkowy, umiejący mocno zaciekawić czytelnika, jednak niekoniecznie umiejący trafić w gusta mas.

Bohaterem dzieła jest borykający się z pewnymi problemami licealista, zamieszkujący Chicago lat 70-tych o imieniu Andy. Zakochany nastolatek z trudem znoszący szyderstwa ze strony rówieśników, niemogący liczyć na rodziców którzy zmarli kilka lat wcześniej, coraz bardziej popada w niszczącego go przygnębienie i samotność. To właśnie ktoś taki zyskuje obdarzony supermocami w momencie zapalenia papierosa. Nie wykorzystuje on swoich „zdolności” do sztampowej walki ze „złem”, po prostu stają się one jego częścią, będąc pomocne w starciu z brutalnością otaczającego go świata.

Biorąc pod uwagę niektóre elementy komiksu i formę przedstawiania w „krzywym zwierciadle” pewnych schematów znanych typowych dzieł superbohaterskich, można w dużym uproszczeniu uznać album za pastisz gatunku. Daniel Clowes przyzwyczaił jednak swoich fanów do tego, że jego dzieła zawsze kryją o wiele większą głębię, niż jest to pozornie widoczne. Tutaj pod wierzchnią warstwą „super mocy” skrywa ona solidną porcję cynizmu, który rozlewa się na cały przedstawiony świat, wywołując u czytelnika mimowolne reakcje emocjonalne. Jest to w głównej mierze dzieło o dorastaniu, zmianie życiowych priorytetów, radzeniu sobie z pojawiającymi się problemami i szukaniu właściwej drogi.

Tak solidna porcja treści musiała zostać upchnięta na dość ograniczonej ilości stron, co niestety przekłada się na pewno uproszczenia i rwaną narrację, w której następują pewne przeskoki czasowe. Trudno jednak nazwać to wadą, szczególnie że odnosi się wrażenie, że był to celowy zabieg twórcy, aby niczego nazbyt prosto nie podawać czytelnikowi i cały czas wymuszać na nim uważne czytanie dzieła. W kwestii oprawy wizualnej jest to bardzo typowe dzieło Clowesa, które łączy pewną prostotę z artystyczną nietuzinkowością.

Rysunek 2
Przykładowe plansze: alejakomiksu.com

Wielbiciele komiksów Daniela Clowesa będą albumem Miotacz śmierci zachwyceni i zdecydowanie powinien znaleźć się on w ich posiadaniu. Można również tytuł polecić czytelnikom, którzy wcześniej nie mieli do czynienia z dziełami artysty. Album ten będzie dla nich doskonałym początkiem, aby sprawdzić, czy tego rodzaju popkultura im pasuje.


Dziękuję wydawnictwu Kultura Gniewu za udostępnienie egzemplarza do recenzji.

OCENA:
8/10

Krótko:

Historia przesiąknięta absurdalnymi pomysłami i cynicznością, która dość mocno i bezpośrednio przemawia do wyobraźni czytelnika.

0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
0
Would love your thoughts, please comment.x