Marvel już w przypadku Infinity War pokazał, że posiadani przez nich bohaterowie ciągle mają w sobie „moc” uszczęśliwiania wielu komiksowych czytelników. Jeśli więc komuś podobał się ten event i ciągle mu mało przygód Avengersów, to zdecydowanie powinien zwrócić uwagę na niedawno zakończoną historię Nie poddamy się, gdzie różni twórcy starali się skonsolidować zespoły superbohaterów w ramach jednej wielkiej misji.
W Avengers: Nie poddamy się dzielni obrońcy naszej planety, muszą zmierzyć się z naprawdę ogromnym zagrożeniem. Najpotężniejsze siły w całym wszechświecie zawładnęły bowiem całą planetą, zamieniając ją w planszę dla swojej pokręconej gry, gdzie superbohaterowie zostają zamienieni w małe i nic nieznaczące pionki. Szansa wyrwania się z tej matni i przywrócenia naturalnego stanu rzeczy, będzie możliwa jedynie, wtedy kiedy cztery drużyny bohaterów zjednoczą siły i przy wsparciu tajemniczej Wojażerki rzucą wyzwanie przeciwnikowi.
Już sam zarys fabuły tego crossovera pokazuje, że mamy tutaj do czynienia z kolejnym mocno widowiskowym komiksowym dziełem. Marvel stawia na sprawdzone rozwiązania, starając się zapewnić czytelnikowi prostą historię, w której nie będzie jednak brakować kilku scenariuszowych zaskoczeń. Autorzy poszczególnych rozdziałów nie starają się kreować nowej rzeczywistości, sięgając po sprawdzone schematy, które ciągle mają w sobie potencjał zapewniania odbiorcy należytej dawki rozrywki. Tak samo jest w przypadku pojawiających się na łamach komiksu bohaterów. Większość z nich swoim wyglądem i zachowaniem powiela to co można zobaczyć w innych tytułach. Z całego panteonu postaci zdecydowanie na pierwszy plan wysuwa się tutaj Bruce Banner, który błyszczy w historii jako najjaśniejsza gwiazda.
Pewna schematyczność historii nie oznacza jednak, że album jest całkowicie pozbawiony twórczej treści. Trio scenarzystów Mark Waid, Jim Zub i Al Ewing tworzy naprawdę zgraną drużynę, która zdecydowanie umie pisać dobre historie przy zachowaniu spójnej całości. Starają się oni tutaj ukazać działania bohaterów w trochę innym stylu, niż jesteśmy do tego przyzwyczajeni. Herosi nie skupiają się tutaj tylko i wyłączenie na ratowaniu świata. Wręcz przeciwnie o wiele częściej dbają oni o samych siebie, ciągle walcząc o życie i zupełnie przy okazji niszcząc zło zagrażające całej planecie.
Avengers: Nie poddamy się obok całkiem przyjemnej historii ma również do zaaferowania przyciągające uwagę rysunki. Artyści Jacinto, Pepe Larraz i Paco Medina potrafią narysować naprawdę dobre prezentującą się przebojową akcję, w której nie brakuje świetnie nakreślonych i wyrazistych bohaterów. W poszczególnych rozdziałach prezentują oni zarówno swój styl „retro”, jak i bardziej współczesne wizje artystyczne. Jednocześnie umieją oni zachować w całym albumie dużą spójność swoich wizji, dzięki czemu odbiorca nie odczuwa dysonansu podczas lektury.
Tytuł ma zapewnić czytelnikowi sporą dawkę rozrywki dzięki swojej widowiskowości i pod tym względem sprawdza się on znakomicie. Nie jest to jednak i nigdy nie będzie epokowe dzieło, które przejdzie do „legendy”. Mamy tutaj do czynienia z prostym i przyjemnym komiksowym blockbustem i tak należy podchodzić do tego dzieła.
Dziękuję wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
Polecam:
OCENA:
Krótko:
Widowiskowy koniec pewnej ery i początek wspaniałej przyszłości.