Rozsiądźcie się wygodnie w fotelu, zapnijcie pasy, chwyćcie pada w dłonie, poczujcie zapach palonej gumy (niekoniecznie z płonącego okolicznego składowiska) i oddajcie się magii prędkości, która wylewa się hektolitrami z gry Slipstream.
Slipstream to nic innego jak arkadowe wyścigi stworzone przez jednego tylko człowieka, które znajdują się pod wyraźnym wpływem gier Segi. Tytuł przez wielu graczy (szczególnie tych starszych) porównywany jest do kultowego OutRun. Inspiracje tą klasyką widać tutaj w wielu aspektach. Gra nie jest jednak tylko i wyłącznie współczesną kopią legendy. Wręcz przeciwnie twórca Sandro Luiz de Paula stworzył coś naprawdę wyśmienitego, co ma swój własny i niepowtarzalny styl i jest jednocześnie wielkim hołdem dla gier wyścigowych SEGI z lat 80.
W grze nie znajdziemy żadnego rozbudowanego trybu kariery czy jakiejkolwiek fabuły (które teraz dodawane są do wyścigów na siłę). Podstawą zabawy jest tutaj ściganie się po publicznej drodze, unikanie ruchu ulicznego i czerpanie przyjemności z ekstremalnie szybkiej jazdy. Gra jest pozornie prosta w wielu swoich założeniach, potrafi jednak przyciągnąć na naprawdę wiele godzin. Najlepiej jednak ją sobie odpowiednio dawkować i chwytać za pada, jeśli ma się wolnych kilka/kilkanaście minut. Jest to w sam raz, aby pokonać kilku oponentów, przejechać trochę kilometrów i poczuć zapach wysoko oktanowej benzyny.
Do dyspozycji gracza twórca oddaje kilka rodzajów zabawy, które dodatkowo można modyfikować według własnych potrzeb. Znajdziemy tutaj między innymi pojedynczy wyścig, Time Trial, Cannonball czy samochodowe Battle Royale (eliminacja ostatniego kierowcy na danym okrążeniu). Na ich temat raczej nie ma sensu się mocniej rozpisywać. Znacznie większą uwagę zwracają bowiem tryby: Grand Prix czy Grand Tour.
Pierwszy z nich to nic innego jak seria pięciu wyścigów w systemie pucharowym, gdzie gracz musi zdobyć odpowiednią ilość punktów, aby wygrać całe zawody. Na samym początku decydujemy jednak czy chcemy korzystać z samochodów seryjnych, czy może samemu je rozwijać. Jeśli wybierzemy tę drugą możliwość, to w zamian za zajęte miejsca otrzymujemy pieniądze, które przeznaczamy na rozbudowę podstawowych parametrów pojazdu (prędkość maksymalna, przyspieszenie, sterowność). Modyfikacja jest oczywiście mocno uproszczona, ale i tak pozwala dostosować pojazd pod własne potrzeby i poczuć jego „moc”.
Grand Tour to z kolei mocno klasyczna seria połączonych wyścigów, gdzie wrogiem gracz jest mijający czas, ruch uliczny i oponenci przypisani do danej mapy. Na końcu każdego wygranego etapu czeka rozwidlenie dróg, pozwalające zadecydować jaką miejscówkę teraz chcemy zobaczyć. Ten tryb zdecydowanie najbardziej przypomina klasycznego OutRun’a i zapewnia moim zdaniem największą dawkę dobrej rozrywki. Na jego plus należy również zaliczyć ciekawych oponentów, którzy są nawiązaniami do szeroko pojętej popkultury lat 80. i początku 90. W niewielu wyścigach można przecież zmierzyć się z na przykład Takumim (Inidial D) czy Bobem Rossem.
Będąc przy trybach zabawy, należy również poruszyć kwestie samego sterowania. Naszym zadaniem nie jest tutaj jedynie wciskanie gazu do przysłowiowej dechy. Musimy również odpowiednio manewrować samochodem tak, aby kolejne zakręty pokonywać driftem na pełnej prędkości. Tylko tak mamy szanse z przeciwnikami i przy okazji jest to cholernie satysfakcjonujące. Wybierając odpowiedni tryb zabawy, można zdecydować czy „drift” ma być automatyczny czy manualny. Największa zabawa i wyzwanie jest w przypadku drugiej decyzji. Utrzymanie prędkości, unikanie innych samochodów i odpowiednie wejście w zakręt nie jest takie proste, jak może się wydawać. Trochę czasu minie, zanim nabierzemy odpowiedniej wprawy i będziemy mieć szanse odnosić zwycięstwa. Jeśli podczas wyścigu coś jednak nie pójdzie po naszej myśli, to można skorzystać z opcji cofania czasu (niczym taśmy filmowej). Jest to jeden z bardziej współczesnych elementów zaimplementowanych w grze, który jednak doskonale wpasowuje się w jej „retro” klimat.
Obok niezwykle satysfakcjonującej rozrywki, gra ma jednak kilka swoich drobnych wad. Pierwszą z nich jest poziom trudności, a raczej jego bardzo niski poziom. Przy automatycznym „drifcie” oponenci nie stanowią prawie żadnego wyzwania i naprawdę trzeba się postarać, aby przegrać. Można również troszkę ponarzekać na ilość dostępnych pojazdów. W sumie jest ich tutaj pięć i pomimo zróżnicowanych parametrów ich prowadzenie nie jest jakoś specjalnie odmienne (pomijając np. kwestię przyspieszenia). Są to drobne i tak naprawdę jedyne wady, jakie można znaleźć w tym tytule.
Miodność rozgrywki dodatkowo podbija tutaj ciekawa oprawa graficzna. Twórcy udało się wręcz perfekcyjnie uchwycić grową estetykę lat 80-tych. Pixelowa grafika z żywymi kolorami i niezłą animacją to kwintesencja oldschoolu. Projekty poziomów są zróżnicowane i emanują zaskakującą sporą szczegółowością. Tła mimowolnie przykuwają uwagę gracza, kiedy ten mknie po trafie z prędkością ponad 230 km/h. Nieźle prezentują się także projekty samochodów. Co prawda nie ma tutaj licencjonowanych marek, ale i tak pewne skojarzenia nasuwają się błyskawicznie.
Dopełnieniem całości jest genialna ścieżka dźwiękowa. Twórca postawił na muzykę synthwave, która nie tylko idealnie pasuje do rozgrywki, ale również znacząco podbija klimat produkcji. Utworów jest na tyle dużo, że nie nudzą się one szybko i słucha się je z wielką dozą przyjemności. Soundtrack wręcz prosi się o osobne fizyczne wydanie.
Slipstream jest więc tytułem, po który powinien sięgnąć każdy miłośnik wyścigów, który przekroczył już pewną zaawansowaną barierę wiekową. Jestem przekonany, że ktoś taki będzie bawił się przy tytule doskonale i z jego twarzy przez dłuższy czas nie będzie schodził uśmiech zadowolenia.
Tytuł był ogrywany na Xbox One. Dostępne są również wersja na PS4, Switch oraz PC. Linki do odpowiednich platform znajdziecie na stronie wydawcy firmy Blitworks.
Podsumowanie. Arcadowe wyścigi utrzymane w klimacie retro, które każdego dojrzałego fana tego gatunku wprawią w doskonały na strój. Tytuł, z którego „dobra zabawa” wylewa się hektolitrami i który wciąga gracza niczym bagno.
OCENA: