Zapomniane tytuły – recenzja mangi Plastic Little

Plastic Little - recenzja mangi

Plastic Little to zarówno anime, jak i wydana później manga, które niespecjalnie mocno podbiły światowy rynek. Z pewną dużą dozą prawdopodobieństwa można sądzić, że spore grono rodzimych mangowych czytelników, nie wiedziało o istnieniu takowego tytułu, nawet jeśli był on wydany nakładem wydawnictwa JPF w formacie Deluxe. Z miejsca przyznaję, że ja również w tej kwestii byłem mocno niedoinformowany, a manga trafiła w moje ręce przez zupełny przypadek.

Akcja przenosi czytelnika na planetę Ietta, gdzie Tita Myu Koshigaya 13-letnia pani kapitan, dowodzi statkiem Cha­‑cha­‑maru i jego doświadczoną załogą. Nastolatka podobnie jak jej ojciec zajmuje się chwytaniem w ocenie chmur przeróżnych dzikich zwierząt, które następnie przekazywane są zleceniodawcy. Praca ta zdecydowanie nie należy do najłatwiejszych i jest zdecydowanie bardzo niebezpieczna. Młoda osóbka będąca dopiero na progu swojego życia postanawia jednak kontynuować tradycję rodzinną i stać się jedną z najlepszych „łowców”.

Nie ma co ukrywać, że podobnie jak w sporej części innych dzieł Satoshi Urushihary, fabuła tytułu do najambitniejszych zdecydowanie nie należy. Mangowa wersja Plastic Little jest swoistego rodzaju uzupełnieniem produkcji anime. Mamy tutaj do czynienia z sześcioma dość krótkimi opowiadaniami, skupiającymi się na poszczególnych członkach załogi i pokazującymi pewien mały wycinek z ich życia. Twórcy w przeciwieństwie do anime mocno nastawionego na akcję i widowiskowość starali się tutaj ukazać zmagania poszczególnych postaci z pojawiającymi się przeciwieństwami losu w bardziej „przyziemny sposób” (oczywiście nie braknie tutaj również akcji). Założenia tego pomysłu było stosunkowo dość proste i z pozoru trudno było tutaj coś zepsuć. Zgodnie jednak ze starym powiedzeniem „dla chcącego nic trudnego”, scenarzysta Kinji Yoshimoto ma wyraźne problemy z kształtowaniem dłuższej i zwartej treści fabularnej, co tutaj na całe szczęście jest znacząco ukrywane przez epizodyczny charakter historii (punktem wspólnym poszczególnych rozdziałów jest tylko miejsce akcji i postacie, jeśli ktoś liczy na głębszą treść, to poczuje się mocno zawiedziony). Całościowo jednak fabułę można ocenić na poprawną i pozwalającą na chwilę relaksu, aczkolwiek z pewnymi zauważyli potknięciami.

Przykładowa plansza

Dużo lepiej wypada warstwa artystyczna dzieła, która oferuje naprawdę ładne rysunki zarówno postaci, jak i ich otoczenia. Urushihara doskonale wie jak kreślić dynamiczne sceny, aby wyglądały niezwykle interesująco i przykuwały wzrok, co można zauważyć w tym komiksie. Wszystko na tym poletku byłoby bardzo dobrze, gdyby nie decyzja o dorzuceniu do tytułu pewnej zauważalnej ilości fanserwisu. Nastolatka będąca główną bohaterską serii uwielbia paradować bez wierzchniego odzienia, epatując przed czytelnikiem swoimi kształtami. Wygląd może być mocno mylący i warto przypomnieć, że mówimy tutaj o 13-latce. Jest to moim zdaniem kompletnie niepotrzebny nikomu element mangi (ale taki już „urok” dzieł Urushihary), który nie tylko niczego do niej nie wnosi, a dodatkowo powoduje, że część potencjalnych czytelników będzie trzymać się od niej z daleka.

Pomimo niepotrzebnej „golizny” i pewnych wpadek scenariuszowych, Plastic Little w pewien umiarkowany sposób potrafi dostarczyć odpowiedniej dawki relaksu. Tytułowi bardzo daleko do wybitności, ale wato się z mangą zapoznać, jeśli szuka ktoś czegoś z kategorii łatwo, szybko i… co do przyjemności to już sprawa dyskusyjna.

  • 5/10
    Fabuła - 5/10
  • 6/10
    Rysunki - 6/10
  • 9/10
    Wydanie - 9/10
6.7/10
0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
0
Would love your thoughts, please comment.x