Wracamy do domu… – recenzja książki The Frontiers Saga #7: Bezmiar

The Frontiers Saga tom 7 recenzja

Dopiero co naprawiony statek, wypełniony całą masą nowoczesnej technologii. Zwarta, gotowa i wypoczęta załoga. Można by rzec, że wszystko jest gotowe na długo wyczekiwany powrót do domu. Zawsze jednak musi pojawić się jakieś „ale”, które mocno skomplikuje cały plan. Dla czytelnika oznacza to jednak to, że w The Frontiers Saga #7: Bezmiar nie zabraknie dla niego kosmicznej dawki rozrywki.

Po wielu niebezpiecznych przygodach i sytuacjach, które wydawały się być bez wyjścia, wszystko zmierza w stronę szczęśliwego zakończenia. Dzielna załoga „Aurory” nareszcie ma szansę na upragniony powrót do macierzystego portu (czyli na Ziemię). Każdy jest mocno podekscytowany, nie może jednak zapomnieć o ciągle czyhającym na nich niebezpieczeństwie, którego w bezkresie kosmosu jest pełno. Ich przeszkolenie i zdobyte doświadczenie na pewno będzie przydatne. Los bowiem bywa bardzo często złośliwy i lubi rzucać nowe kosmiczne kłody pod nogi.

Poprzednie tomy serii wypełniała głównie solidna dawka widowiskowej akcji. W przypadku The Frontiers Saga #7 autor Ryk Brown, nieco zmienia jednak swoje dotychczasowe podejście do fabuły. Większą część książki wypełnia bowiem mniej dynamiczna treść. Nie oznacza to jednak, że tytuł staje się przez to mniej ciekawy. Fani cyklu znajdą tutaj sporo interesującej treści, która nie tylko ich zachwyci, ale również mocno zachęci do sięgnięcia po kolejne odsłony.

Twórca skupia się tu na szeregu różnych skomplikowanych czynności, które musi wykonać załoga Aurory. Poświęca on sporo miejsca na szczegóły techniczne i w mocno drobnostkowy sposób pokazuje przygotowania do kolejnych międzygwiezdnych skoków. Obok tego stara się on również pokazać, jak trwająca misja wpływa na żołnierzy i jak przeżywają oni powrót na Ziemię. Jeśli to jeszcze dla kogoś za mało, to ciekawą częścią historii jest również skupienie się na niektórych mieszkańcach naszej planety. Dokładniej chodzi tutaj o losy osób, które załoga statku pozostawiła na Ziemi wyruszając w bezkres kosmosu. Dawka bardziej emocjonalnej treści zaskakująco dobrze koreluje z dotychczasową widowiskową stroną dzieła. Tego typu sceny pozwalają mocniej uwypuklić „akcję”, której nie ma tutaj zbyt wiele. Wszystko jest przez autora doskonale przemyślane i czyta się z niekłamaną przyjemnością.

Odmienne podejście do kreślonej historii niesie jednak ze sobą pewne drobne wady. W niektórych momentach twórca troszkę moim zdaniem przesadza ze szczegółowością opisów. Samo w sobie nie jest to złe, jednak seria The Frontiers Saga od samego początku raczej stawiała na „prostszą” formę rozrywki sci-fi. Niekoniecznie więc miłośnicy dzieła będą musieli być zadowoleni z pewnego „skomplikowania” opowieści. Nie ma tego jednak przesadnie zbyt wiele i końcówka książki pokazuje, że kolejne odsłony powinny powrócić na swój sprawdzony „widowiskowy” tor.

The Frontiers Saga #7 najlepiej jest więc traktować jako przystawkę przed dalszą porcją widowiskowej akcji. Nie jest ona może tak „rozrywkowa”, jak poprzednie odsłony, ale fani cyklu i tak powinni być zadowoleni.


  • Autor: Ryk Brown
  • Wydawnictwo: Drageus
  • Format: 125×195 mm
  • Liczba stron: 456
  • Oprawa: Miękka

Komiksiarnia Dobra popkultura

The Frontiers Saga tom 7.
7.5/10

Ocena:

Mniej dynamiczna porcja sci-fi niż w poprzednich odsłonach, ale nadal zapewniająca czytelnikowi solidną dawkę kosmicznej rozrywki.

0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
0
Would love your thoughts, please comment.x