Expeditionary Force #6: Mavericks wzbogaciło niedawno ofertę wydawniczą Drageus Publishing House. Najwyższa pora więc sprawdzić co tym razem ma do zaoferowania autor i czy Skippy nadal jest tak zabawnie zrzędliwy, jak w poprzednich częściach?
W rzeczywistości wykreowanej przez Craiga Alansona ludzkość na pewno nie może narzekać na brak adrenaliny. Nasza planeta dopiero co dowiedziała się o istnieniu obcych ras i od razu znalazła się w gigantycznym niebezpieczeństwie. Zaletą ludzi jest jednak to, że dość szybko potrafimy dostosować się do panujących warunków. Początkowy szok powoli, ale regularnie ustępował dalekosiężnym planom i zaznaczaniu swojego miejsca na arenie międzygwiezdnej. Ogromna w tym zasługa załogi „Latającego Holendra”, ich charyzmatycznego kapitana i pewnej mocno zrzędliwej kosmicznej sztucznej inteligencji. To właśnie oni stanowią na chwilę obecną znaczącą siłę Ziemi i gotowi są na wypełnienie każdej misji.
W Expeditionary Force #6 autor nie skupia się jednak tylko i wyłącznie na dzielnej bandzie kosmicznych piratów. Prowadzi on tutaj fabułę dwutorowo, zapewniając czytelnikowi sporą dawkę widowiskowej treści. Z jednej strony obserwujemy losy żołnierzy sił ekspedycyjnych pozostawionych na Paradise. Jeśli chcą przetrwać, muszą oni udowodnić Ruharom siłę człowieka. W tym celu zostaje zorganizowana mała grupa taktyczna Mavericks, która wyrusza w kosmos na pozornie prostą misję szkoleniową. Obok tego wątku odpowiednia ilość miejsca poświęcona jest znanym i lubianym bohaterom (Joe i „puszka piwa”). Ich zadaniem jest uratowanie pozostawionych na obcej planecie żołnierzy. Zanim jednak będą mogli się za to zabrać muszą oni rozwiązać „kilka” własnych problemów.
Szóstą odsłonę serii śmiało można określić mianem jeszcze większej dawki tej samej sprawdzonej treści. Jest to dosyć mocne uproszczenie, ale dobrze oddaje zawartość recenzowanej książki. Alanson od samego początku cyklu stara się łączyć mocną akcję z sarkastycznym poczuciem humoru i właśnie na tym opierać siłę swojego dzieła. Sprawdza się to lepiej niż dobrze, zapewniając odbiorcy dużą porcję popkultury sci-fi, przy której nie trzeba nadmiernie wysilać szarych komórek. Prostota i rozrywkowość historii jest tutaj uznawana za zaletę i pod tym względem nie ma powodów do narzekania.
Niestety nie wszystko jest „idealne” i pojawiają się tutaj również pewne problemy. Największym z nich (ciągnącym się od samego początku serii) jest brak większej ilości wyrazistych bohaterów. Autor mocniej skupia się tylko na kapitanie Joe i kosmicznym SI. Cała reszta postaci traktowana jest przez niego instrumentalnie, pełniąc jakieś „role” w konkretnych scenach, a później stając się ponownie „tłem”. Niestety, ale niektóre „humorystyczne” dialogi prowadzone pomiędzy wspomnianą dwójką, są momentami zwyczajnie nudne. Sytuację w powieści ratuje częstsze przeskakiwanie pomiędzy różnymi wydarzeniami, dzięki czemu mamy pewne drobne urozmaicenie.
Pomimo lekkiej „wtórności” niektórych elementów Expeditionary Force #6 nadal jest solidną pozycją, która powinna wywołać na twarzach fanów uśmiech zadowolenia (a to przecież jest najważniejsze).
Dziękujemy wydawnictwu Drageus Publishing House za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
Polecam:
OCENA:
Podsumowanie.
Łatwa, prosta, przyjemna, widowiskowa i zabawna dawka literatury sci-fi, która pomimo pewnych drobnych problemów nadal jest mocno satysfakcjonująca.