W grudniowym secie nowości wydawnictwa Egmont znalazła się kolejna porcja doskonałej westernowej rozrywki. Lucky Luke: Legenda Zachodu, bo o ten album chodzi to siedemdziesiąta część znanej i lubianej serii, która nieustannie podbija serca wielu komiksowych czytelników.
Nowe wyzwanie
Dzielny kowboj miał już do czynienia z wszelkiej maści przestępcami i wielokrotnie musiał stawać naprzeciwko wielkich i wymagających wyzwań. Nigdy jednak nie przypuszczał, że przyjdzie mu się zmierzyć z sytuacją, która może go przytłoczyć. Wszystko zaczęło się od propozycji Buffalo Billa wzięcia udziału w jego niesamowitym przedstawieniu. Takiej „legendzie” się nie odmawia, nie wspominając już o sławie, pieniądzach i uwielbieniu tłumów. Problem polega na tym, że Luke nie jest do końca przekonany czy pragnie wielkiego rozgłosu i uwielbienia młodych dam, czy jednak woli przemierzać samotnie dzikie prerie i łapać bandytów. Przed o wiele mniejszym dylematem stajom bracia Dalton, którzy od razu godzą się na udział w „show”, będący dla nich przepustką na wolność. Początkowa sława mocno uderza im do głowy i pragną stać się oni ulubieńcami tłumów. Wiąże się to oczywiście z całym szeregiem wydarzeń, które niekoniecznie będą dla nich „przyjemne”.
Humor i niesamowity klimat
Seria Lucky Luke była, jest i miejmy nadzieje, że nadal będzie przez kolejne dziesięciolecia jedną z najlepszych komiksowych westernowych opowieści, które potrafią zapewnić każdemu czytelnikowi gargantuiczną dawkę rozrywki. Niezależnie od tego, czy na okładce widnieje nazwisko legendy, jaką jest Goscinny, czy mniej znanego scenarzysty, jak w tym przypadku (Patrick Nordmann), każda część dopracowana jest w najdrobniejszych detalach. Sięgając po dowolny album, czytelnik może spodziewać się w jego wnętrzu świetnego westernowego klimatu, dużej dawki mniej lub bardziej wysublimowanego humoru czy nawet szczypty wiedzy w postaci historii USA. Legenda Zachodu nie odbiega więc swoim wnętrzem od przyjętego wysokiego standardu. Nordmann wykorzystuje wszelkie sprawdzone elementy, które wcześniej zostały przygotowane i przetestowane przez jego bardziej utytułowanego kolegę po fachu. Nie oznacza to braku pomysłowości ze strony autora, po prostu taka seria jak LL, wymuszała zastosowanie pewnych szablonów, bo tego oczekiwali fani.
Rysunki
W przypadku rysunków nie ma wielkiego sensu na ich temat się rozpisywać. Jeśli na okładce widnieje Morris, to wiadomo, że wnętrze skrywa klasyczną cartoonową kreskę, łączącą niesamowity klimat Dzikiego Zachodu z warstwą humorystyczną. Jest więc idealnie i nic więcej nie należy dodawać.
Istotnym pytaniem nie jest czy warto sięgnąć po Lucky Luke: Legenda Zachodu, tylko dlaczego jeszcze się tego nie zrobiło? Jeśli pragnie ktoś chwili przyjemnej, prostej rozrywki, dzięki której zapomni o troskach roku 2020, to nic tylko kupować i czytać.
Dziękuję wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
Polecam:
-
7/10
-
8/10
-
7/10
Krótko:
Klimatyczna komiksowa dawka humoru i relaksu.