Recenzja komiksu – Elektra: czerń, biel i krew.

Elektra: czerń, biel i krew recenzja komiksu

Elektra: czerń, biel i krew to kolejna widowiskowa trójkolorowa komiksowa antologia, która wzbogaciła nasz rynek dzięki wydawnictwu Mucha Comics. Pora więc sprawdzić jak na tle poprzedników (Wolverine, Carnage, Deadpool) wypada urodziwa zabójczyni.

Na samym wstępie recenzji należy sobie jasno określić, z czym mamy tutaj do czynienia (szczególnie jeśli ktoś nie zna serii). Cykl „czerń, biel i krew” to w dużym uproszczeniu zbiór krótkich historii (poświęconych konkretnemu bohaterowi Marvela), w którym prym wiedzie tytułowa brutalność. Jest to więc pozycja skierowana głównie do dorosłego czytelnika, który nie stroni od lejącej się posoki.

Elektra: czerń, biel i krew recenzja komiksu - przykładowy rysunek
Przykładowe plansze: Mucha Comics.

Jak to w przypadku antologii bywa, pod twardą oprawą znajdziemy kilka rozdziałów (dwanaście) autorstwa różnych twórców. Ich częścią wspólną jest wspomniana już brutalność i trójkolorowa oprawa wizualna. Parafrazując pewne rodzime powiedzenie o kucharkach, tam gdzie wielu komiksowych twórców, tam też poziom jakościowy bywa różny. Najbardziej zadowoleni z lektury będą ci odbiorcy, dla których liczy się widowiskowość. Mniej entuzjastycznie do treści będą zaś podchodzić czytelnicy szukający czegoś więcej niż tylko „krwawej rozrywki”.

Znani i lubiani komiksowi autorzy otrzymali wolną rękę w kreowaniu przygód zabójczo pięknej Elektry. Trudno jednak na kilku/kilkunastu stronach nakreślić wielowątkową, głęboką i mocno angażującą opowieść (co nie znaczy, że kilku z nich nie próbowało). Efekty ich pracy są ciekawe, ale dosyć dalekie od ideału. Tak naprawdę pod względem scenariusza to najmocniej wyróżniają się tylko dzieła Ann Nocenti, Leonardo Romero i Paula Azaceta. Całej reszcie nie można odmówić widowiskowości, ale raczej są to historie typu przeczytać, dobrze się bawić, zapomnieć.

Nie ma co ukrywać, że jednym z najważniejszych (dla wielu może nawet jedynym) powodem, dla którego warto mieć recenzowany tytuł w swojej kolekcji, jest jego oprawa graficzna. Identycznie jak w przypadku scenariuszy, poszczególne rozdziały to mocno różnorodna forma rysunku, w której dominuje krwista czerwień. Prace są na tyle mocno od siebie odmienne, że każdy powinien znaleźć tutaj coś, co go mocno zachwyci. W moim prywatnym i mocno subiektywnym rankingu bezsprzecznie pierwsze miejsce zajmuje Alberto Alburquerque.

Ceneo-reklama

Elektra: czerń, biel i krew nie jest więc może najlepszym dziełem w serii, ale naprawdę nie można odmówić tytułowi zdolności zapewnienia czytelnikowi solidnej porcji komiksowej rozrywki. W tej kwestii album sprawdza się znakomicie i jest wart polecenia.


  • Scenarzysta: Charles Soule, Leonardo Romero, Declan Shalvey, Peter David, Al Ewing, Greg Smallwood, Ann Nocenti, Paul Azaceta, David Pepose, Matthew Rosenberg, Peach Momoko, Kevin Eastman, Freddie E. Williams
  • Ilustrator: Mark Bagley, Leonardo Romero, Simone d’Armini, Greg Land, Rod Reis, Greg Smallwood, Federico Sabbatini, Paul Azaceta, Danilo Beyruth, Alberto Alburquerque, Peach Momoko, Kevin Eastman, Freddie E. Williams
  • Tłumacz: Tomasz Sidorkiewicz
  • Wydawnictwo: Mucha Comics
  • Format: 180×275 mm
  • Liczba stron: 152
  • Oprawa: twarda
  • Papier: kredowy
  • Druk: kolor

Komiksiarnia Dobra popkultura

Elektra: czerń, biel i krew.
7.5/10

Ocena:

Krwawa dawka komiksowej rozrywki, która potrafi zaciekawić dorosłego czytelnika, nie należy jednak od niej oczekiwać nadmiernej fabularnej „głębi”.

0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
trackback

[…] aktualną poprawność), to powinien być z lektury bardzo zadowolony. W przypadku przygód Elektry, Carnage’a i Wolverina twórcy starali się jednak dołożyć do „widowiskowości” również […]

0
Would love your thoughts, please comment.x