Stęskniliście się za najbardziej szalonym najemnikiem w uniwersum Marvela? Jeśli odpowiedź jest twierdząca, to z całą pewnością powinien was zaciekawić album Deadpool Najemnika śmierć nie tyka #1, który niedawno pojawił się na naszym rynku nakładem wydawnictwa Egmont.
Nowe początki starej kariery.
Życie bohatera potrafi być mocno wymagające i jednocześnie przeraźliwie rozczarowujące. Przekonał się o tym Wade Wildson, który oczekiwał od bycia superbohaterem czegoś zupełnie innego. Ratowanie świata, współpraca z innymi herosami, niemożność robienia tego, co się chce – nudy! Najlepiej jest więc wykasować sobie pamięć i powrócić do tego, w czym było się dobrym i sprawiało wiele radości – czyli bycia „najemnikiem”. Przerwa w istnieniu na tym rynku odbija się jednak na ilości potencjalnych zleceń. Brak ciekawej pracy, a co za tym idzie permanentny brak pieniędzy, może się jednak skończyć, kiedy uda mu się zorganizować własny komiksowy event. Jest to jednak odległa przyszłość, wpierw będzie musiał on do tego przekonać kilku ludzi.
Nowy restart, nowe możliwości.
Na temat różnych pomysłów Marvela można dyskutować godzinami i zawsze znajdzie się tyle samo ich entuzjastów co przeciwników. Na pewno jednak wszyscy są zgodni z tym że firma potrafi maksymalnie wykorzystać potencjał swoich bohaterów i ich popularność. Nie inaczej jest w przypadku zamaskowanego najemnika, który od zawsze miał sporo grono fanów. Na wyżyny swojej rozpoznawalności wypromowały go jednak filmy z genialną rolą Ryana Reynoldsa. Trzeba było więc jakoś wykorzystać filmowy sukces i przenieść kinowy klimat w komiksowe realia. Owocem tego jest właśnie album Deadpool Najemnika śmierć nie tyka #1.
Scenarzystą, któremu powierzono zadanie nowego „otwarcia” przygód Deadpoola i zaciekawienie nimi nowych czytelników jest Skottie Young. Śmiało można napisać, że wywiązał się on z tego zadania znakomicie i rozpoczął swoją przygodę z najemnikiem od naprawdę mocnego uderzenia.
Spora dawka akcji i humoru.
Autor nie marnuje tutaj zbyt wiele czasu na mocne rozbudowanie historii czy szczegółowe wprowadzenie czytelnika w nowe realia. Skupia się on głównie na tym, co „najważniejsze”, czyli widowiskowej (czasem brutalnej) akcji, masie zwariowanego humoru, łamaniu czwartej ściany i błyskawicznym tempie prowadzenia fabuły. Wzoruje się on tutaj, kiedy tylko może na najmocniejszych zaletach filmów Ryana Reynoldsa, przekładając je na komiksową popkulturę. Nie zapomina on jednocześnie o urozmaiceniu panteonu bohaterów, pozwalając na zabłyśnięcie tutaj wielu znanym twarzom z uniwersum Marvela. W kilku scenach to właśnie bohaterowie drugoplanowi kradną uwagę odbiorcy i zapewniają mu porcję świetnej komediowo-sensacyjnej treści. Same zaprezentowane więc tutaj historię są w porządku, potrafią zaciekawić i rozweselić. Na pewno nie należy jednak oczekiwać od nich czegoś „niesamowitego” i „innowacyjnego”. Całościowo album nadal opiera się na kliszach tego co już znamy i tego, co w dłuższej perspektywie może być nudnawe.
Rysunki.
Całkiem dobrze zostaje tutaj zaprezentowane połączenie dynamicznej, krwawej treści, żartobliwych elementów dzieła i komiksowego artyzmu. Duet Klein/Hepburn sprawdził się całkiem dobrze jako rysownicy poszczególnych rozdziałów. Ich prace potrafią przykuć wzrok, dopasować się do treści i jednocześnie cały czas trzymać ogólną stylizację znaną z innych komiksów Deadpool.
Podsumowanie.
Deadpool Najemnika śmierć nie tyka #1 zdecydowanie nie jest dziełem idealnym, ale raczej mało kto będzie tego oczekiwał od przygód nieśmiertelnego najemnika. Najważniejsze jest to, aby album zapewnił odbiorcy chwilę intensywnej i przyjemnej komiksowej rozrywki, a tym sprawdza się on bardzo dobrze.
Polecam:
Deadpool Najemnika śmierć nie tyka #1
OCENA:
Skottie Young stworzył początkiem naprawdę niezłej serii, która epatuje zarówno sporą dawkę skrajnego humoru, jak i mocną komiksową brutalnością. Czyli wszystkim tym, co powinno spodobać się fanom Deadpoola.
Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza do recenzji.