Shadow Man to gra, która pamięta czasy, gdy trójwymiar w grach wideo jeszcze kiełkował. Opowiadała o losach nieśmiertelnego wojownika vooodoo, Michaela LeRoi, który posiadł zdolność podróżowania między światem żywych i nieumarłych. Jego misją było powstrzymanie Legiona, którego działania zagrażały istnieniu świata. Po pierwszej całkiem udanej odsłonie, na rynek trafiła nawet kontynuacja, ale nie zrobiła wrażenia na graczach i seria została pogrzebana. Aż do teraz gdy na rynku zadebiutowała odświeżona wersja klasyka voodoo – Shadow Man Remastered.
Nieśmiertelny klimat voodoo.
Shadow Man to przygodowa gra akcji z elementami platformowymi, w której używamy magii, zdobywanych w trakcie rozgrywki zdolności oraz broni palnej. Rzekłbym nawet, że jest to jedna z pierwszych trójwymiarowych metroidvanii. Nie to jednak było największą zaletą oryginału. Był nim bez wątpienia niesamowicie ciężki klimat voodoo, który śmiało mógł konkurować z tym zawartym w Silent Hill i Soul Reaver.
Akcja niniejszego tytułu rozpoczyna się w Luizjanie. Szybko jednak przenosimy się z niej do świata nieumarłych przepełnionego szaleństwem. Robimy to za pomocą podniszczonego pluszowego misia z powbijanymi weń igłami, który należał kiedyś do zmarłego brata protagonisty. Pierwszą osobą, która wita nas w zaświatach, jest gadatliwy wąż w kapeluszu, który z chęcią by się z nami napił czegoś mocniejszego…gdyby tylko miał ręce.
Zadupie dla nieumarłych.
Powiedzieć to, że Deadside jest osobliwym miejscem akcji gry, to nie powiedzieć o nim nic. Trafimy tutaj do miejscówek, w których przywitają nas dwugłowe mutanty, grubasy z hakami zamiast rąk, jacyś szaleńcy z piłami łańcuchowymi, latające maszkary, wściekłe psy, przeciwnicy wyposażeni w broń palną oraz psychopatyczni seryjni mordercy. Ci ostatni pełnią tu funkcję sługusów Legiona, z którym wspólnie chcą sprowadzić na świat apokalipsę. Wszystko zresztą zostało już przepowiedziane przez kapłankę voodoo, która jest towarzyszką głównego bohatera i zawsze służy mu cenną radą.
Miejscówki w grze są bardzo zróżnicowane. Nie można o nich jednak powiedzieć, że mają cokolwiek wspólnego z normalnością. Trafimy tu do świątyń naszpikowanych niebezpieczeństwami, do Azylu dla szaleńców, zbudowanego przez samego Kubę Rozpruwacza, do fabryki potworów, w których dokonywane są nieludzkie eksperymenty, a bestialstwo wobec słabszego to norma czy Katedry Bólu poświęconej psychopatom itp.
Moc mrocznych dusz.
W celu zapobiegnięcia kataklizmowi o biblijnych proporcjach musimy zdobywać rozsiane po świecie mroczne dusze. Dzięki temu rośniemy w siłę i możemy otwierać coraz to silniej zapieczętowane bramy ducha, prowadzące nas do kolejnych miejscówek w grze. Nie jest to wcale takie proste, gdyż do większości z nich nie da się dotrzeć na początku gry, i to nawet wtedy, gdy są w zasięgu naszego wzroku. W tym celu w Shadow Man Remastered musimy uczyć się nowych zdolności. Są to m.in: umiejętność chwytania gorących przedmiotów, chodzenie po rozżarzonych węglach lub pływanie w lawie. Istotne są również magiczne artefakty, bez których nie będziemy w stanie kontynuować naszej podróży.
Kołysanka z mielonym mięsem i krzykami w tle.
Na uwagę w grze zasługuje całkiem udany dubbing oraz przede wszystkim udźwiękowienie, które wręcz przytłacza swoją atmosferą. Trafimy tu na dynamiczny marsz z bębnami w tle, zagrzewający nas do boju. Na mniej jednak największe wrażenie robią niepokojące odgłosy buchającej pary, pracujących maszyn oraz przede wszystkim kołysanka dla psychicznie chorych, w których odgłosy ściskania gumowej zabawki przeplatają się dźwiękami mielonego ludzkiego mięsa, odgłosami tortur, krzykami, czy szaleńczym wręcz rechotem. Czegoś takiego nie usłyszymy w zbyt wielu grach wideo.
Sekrety.
Świat Shadow Man Remastered poupychany jest wieloma sekretami. Znalezienie któregokolwiek z nich daje sporo satysfakcji. Znajdźki prawie w każdym przypadku do czegoś służą. Dusze umożliwiają nam dalszy progres fabularny. Cadeaux to na przykład prezenty służące do rozwijania maksymalnej odporności Michaeala LeRoi. Coraz lepsza broń palna przyda się do walki z najtrudniejszymi przeciwnikami w grze. Nic nie stoi na przeszkodzie, aby do Shadowguna dodać jakiś artefakt bojowy. Bez tego czasem trudno jest wyjść bez szwanku z pokaźniejszą liczbą wrogów.
Czemu tylko remaster?
Do remastera Shadow Mana starałem się podejść jak najbardziej krytycznie. Jest to jednak niezwykle ciężkie zadanie. Pomimo tego, że ten tytuł tkwi pod względem mechaniki dwie dekady wstecz, to jest to wciąż najlepsza gra wideo utrzymana w klimatach voodoo w historii. Zmian jest tu co kot napłakał. Gdzieś dodano dodatkowego bossa. Gdzie indziej wyostrzono tekstury lub stłumiono odgłos wystrzału z pistoletu protagonisty. Gdzieś tam dodano jakąś broń, której nie było w oryginale, czy zwiększono liczbę cadeaux. Jest to jednak wciąż ta sama gra i nawet błędy z oryginału znajdziemy w tym remasterze. Chciałbym, żeby ta marka ożyła i doczekała się odświeżenia na miarę Final Fantasy VII lub Resident Evil z GameCube’a, bo tak to docenią ją głównie ludzie, którzy pamiętają jeszcze ten klasyk. Nowi gracze raczej się doń nie przekonają ze względu na archaizmy gameplayowe takie jak, chociażby brak obrotu kamerą za pomocą drugiego analoga. Ja jednak przy tym tytule bawiłem się doskonale.