OKP Dolores #2: Sieroty z Fortu Messaoud to druga część przygód osiemnastoletniej byłej siostry zakonnej, która nagle odziedziczyła okręt wojenny i postanowiła wyruszyć w bezkres kosmosu. Kosmiczna space opera autorstwa małżeństwa Tarquin nie jest pozycją nader rewolucyjną, na pewno jednak zapewnia należytą dawkę rozrywki. Drugi tom podtrzymuje ten trend i nikt nie powinien tutaj poczuć uczucia nudy.
Kash, Mony i Tork wylądowali na planecie Rassetów. Miejscu, gdzie wydobywa się niebywale cenne kryształy wykorzystywane do napędów statków międzygwiezdnych. W kopalniach planety wykorzystywana jest tania siła robocza w postaci rodzimych mieszkańców, którzy z uwagi na swoje niebywale dzikie usposobienie, traktowani są przez bardziej „cywilizowanych” mieszkańców kosmosu jak niewolnicy. Nie można było sobie wyobrazić lepszego miejsca postoju, aby przywrócić „Dolores” do stanu funkcjonalności. W międzyczasie nowa kapitan przechodzi intensywne szkolenie bojowe, które może się jej przydać na nowej drodze życia. Chwila spokoju głównych bohaterów kończy się w momencie kiedy, miejscowi wpadają w iście morderczy szał, atakując placówkę Kościoła Nowych Pionierów. Mony nie ma zbyt wielkiego wyjścia, musi szybko ewakuować się z tej planety, co wcale nie będzie takie łatwe. Nawet jeśli znajdą się oni w czeluściach kosmosu, nie będą mogli czuć się bezpiecznie. Szczególnie że horda piratów pragnie zdobycia zarówno statku, jak i uśmiercenia jej kapitan.
Jeśli sięgając po drugą część serii, liczy ktoś na wyjaśnienie napoczętych w pierwszym albumie niektórych wątków fabularnych – to będzie mocno rozczarowany. Małżeństwo Tarquin nie ma zamiary zbyt szybko ujawniać prawdy o przeszłości Mony i celu jej podróży. Konsekwentnie lawirują oni pomiędzy innymi widowiskowymi wątkami, tak aby główna oś fabularna cała czasy bardzo powoli kiełkowała. W albumie mamy za to okazję poznać trochę przeszłości Kasha, który staje się dla pani kapitan kimś niebywale ważnym, a ich przeszłość wydaje się być jakoś powiązana. Scenarzyści w części drugiej serwuje więc czytelnikowi mocno skondensowaną mieszankę fabularnych tajemnic, pewnych nowych wątków i całej masy widowiskowej awanturniczej przygody, która wypełnia po brzegi kadry 48 stron komiksu. Treść jest dość prosta, ale na tyle wciągająca i zapewniająca taką dawkę rozrywki, że miłośnicy podgatunku space westernów powinni być mocno zachwyceniu tym dziełem. Jeśli więc ktoś zalicza się do grona fanów Firlefy/Serenity, to ten tytuł powinien znaleźć się na jego celowniku.
Zdecydowanie najważniejszym elementem dzieła, który jeszcze mocniej podkreśla widowiskowość albumu, jest jego oprawa graficzna. Rysunki Didiera Tarquina wyglądają fenomenalnie i zachęcają do tego, aby na niektórych kadrach zatrzymać się dłużej. Wielka dbałość o szczegóły teł (w tym projekty statków, broni, fauny czy flory), świetnie prezentujące się projekty postaci oraz naprawdę wielka dynamika scen akcji. Całości dopełnia tutaj naprawdę dobrze dobrana intensywna paleta barw. Ocena jakości rysunków zawsze jest sprawą mocno subiektywną, moim zdaniem prezentuje się ona tutaj naprawdę w iście „kosmicznym” stylu.
OKP Dolores #2: Sieroty z Fortu Messaoud tak jak zostało to już wielokrotnie wspomniane to prosta w pewnych założeniach, ale bardzo przyjemna w odbiorze awanturniczka kosmiczna opowieść, która ma szanse jeszcze czymś nas zaskoczyć. Seria zdecydowanie warta jest sprawdzenia i jestem pewien, że spore grono fanów komiksów będzie się przy niej bardzo dobrze bawić.
Dziękuję wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
Polecam:
-
7.5/10
-
9/10
-
9/10