Recenzja serialu – Agent Elvis #1.

Agent Elvis recenzja serialu

Od jakiegoś czasu można śmiało powiedzieć, że przeżywamy renesans Elvisa. Wraz z komercyjnym i krytycznym sukcesem filmu Baza Luhrmanna wiele młodych osób po raz pierwszy zapoznało się z twórczością króla rock’n’rolla. Z kolei starsi widzowie przypomnieli sobie o ogromnym talencie i niesamowitym głosie gwiazdora. Nie powinien zatem dziwić fakt, że wkrótce zaczęliśmy słyszeć o kolejnych tytułach, w których pojawi się ikona muzyki rozrywkowej. Jednym z nich jest oryginalna animacja produkcji Netflixa, pt. Agent Elvis.

Dziesięcioodcinkowa animacja to nie lada gratka dla fanów teorii spiskowych. Jej fabuła brzmi bowiem jak jedna z nich. Oto Elvis u szczytu swojej kariery, nagrywający swój wielki powrót, tzw. Comeback Special z 1968 r. Tylko że nie zajmuje się on jedynie śpiewaniem. O nie. Gdy nadarza się okazja, kopie tyłki kryminalistom jak przystało na prawdziwego patriotę. W wyniku jego pozazawodowych aktywności wchodzi w kontakt z tajną agencją zainteresowaną jego usługami.

Wkrótce dowiadujemy się, że Elvis nie jest jedynym celebrytą zaangażowanym w ich działalność. Wraz z bohaterem ruszamy na zwariowane misje. Towarzyszą mu jego dubler/kierowca/człowiek od wszystkiego Bobby Ray oraz jurny, jarający jointy, niewyżyty szympans Scatter. Pojawia się również wygadana agentka CeCe Ryder oraz jej szef Komandor. Nie mamy tu jednak do czynienia, tylko i wyłącznie z historią typu jeden odcinek – jedna misja. Król rocka ma bowiem tzw. flashbacki z czasów przystąpienia do armii i przewodnim wątkiem serialu jest odkrycie przez niego, o co tu właściwie chodzi.

Agent Elvis zabiera nas w wiele znanych momentów z kariery głównego bohatera. Wśród nich znalazł się wspomniany wcześniej Comeback Special, ale również pobyt Elvisa w Vegas, czy na planie jednego z jego kiczowatych filmów. W każdym odcinku w tle słyszymy dodatkowo największe przeboje gwiazdora. Od Viva Las Vegas, przez Burning Love, aż po If I can dream. I we wszystkich z tych utworów słyszymy oczywiście samego Presleya.

Spodobało mi się to szalone połączenie akcji, muzyki, brutalności i absurdalnych historii. Elvis leje bandziorów na lewo i prawo swoimi ciosami karate. Wtóruje mu szympans, któremu ciężko powstrzymać się przed wciągnięciem kreski czy zabiciem złoczyńców. Jest naprawdę krwawo, a twórcy znajdują dobre uzasadnienie dla momentami niekontrolowanej furii głównego bohatera. Do tego dorzućcie jeszcze sprośny humor, w sam raz dla dorosłych, a zrozumiecie dlaczego Agent Elvis przypadł mi do gustu.

Co więcej? Animacja wygląda bezbłędnie i doskonale pasuje do całości serialu. Bliżej jej, np. do Archera niż do większości animowanych tytułów z biblioteki Netflixa. Poza tym świetnie prezentuje się obsada. W szczególności Matthew McConaughey w roli Presleya. Idealnie oddaje jego pewność siebie, czasami arogancję i gwiazdorski status. Usłyszycie tu również Johnny’ego Knoxville’a, Dona Cheadle’a, Kaitlin Olson, czy Niecy Nash.

Ceneo baner filmy-seriale

Agent Elvis ma pewną wadę. Według mnie za bardzo popada w absurd. Wciąż zastanawiam się jaka myśl przyświecała twórcom serialu, wybierając właśnie taką jego formę. Nie jest to animacja dla najmłodszych, którzy zostaną wystawieni na karierę nieznanej im gwiazdy, jaką w wielu przypadkach może być właśnie Presley. Z kolei dla starszych widzów może być lekką przesadą tak wyolbrzymiona postać głównego bohatera. Scena, w której postanawia uratować przyjaciół, poprzez zasłonienie swoim ciałem przedniej części samolotu wlatującego w atmosferę to było dla mnie przegięcie. Oprócz tego jest to jednak niezła i naprawdę oryginalna rozrywka.


Komiksiarnia Dobra popkultura

Agent Elvis. Sezon 1.
6.5/10

Ocena:

Agent Elvis do doskonała pozycja dla spragnionych akcji, przekraczania granic dobrego smaku i szybkiego tempa, lecz niekoniecznie dla wymagających większej ilości logiki widzów.

0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
0
Would love your thoughts, please comment.x