W świecie Marvela nic nie jest wieczne (szczególnie jeśli chodzi o pieniądze). Nawet jeśli jakiś bohater zniknął z pierwszego planu, nie ma pewności czy po jakimś czasie nie powróci on do łask komiksowego giganta. Tak jest w przypadku Tony’ego Starka, który po przerwie ponownie wskakuję w zbroję Iron Mana.
Album rozpoczyna się od retrospekcji przeszłości głównego bohatera. Widzimy w niej nastoletniego Tony’ego biorącego udział w Międzynarodowych Mistrzostwach Robotów w Piłce Nożnej. Jego przeciwnikiem jest inny „robotyczny” geniusz Andy Bhang. Zwycięzca turnieju może być tylko jeden i zdecydowanie zostaje nim młody i już nader pewny siebie Stark. To wydarzenie staje się preludium dla czasów bardziej współczesnych, kiedy to Bhang opracowuje nowy system (IBS). Niespodziewanie jego firma zostaje wykupiona przez dawnego rywala, a on sam rozpoczyna „nowy” etap życia. Jego praca okazuje się bowiem bardzo ważna dla pewnego przedsięwzięcia Starka, które może okazać się gigantycznym sukcesem (zmieniającym życie milionów ludzi) lub jedną wielką porażką. Dla nikogo nie powinno być zaskoczeniem, że po drodze pojawiają się pewne „problemy”, które będzie mógł załatwić tylko Iron Man.
Tony Stark: Iron Man #1 jest pozycją która może być punktem wyjścia dla nowych czytelników, pragnących wskoczyć w świat Iron Mana. Scenarzysta Dan Slott w pierwszej części cyklu stara się ukazać większy kawałek życia głównego bohatera (zarówno jego przeszłość, jak i teraźniejszość), łącząc to z wartką akcją. Na pewno nie można mu odmówić próby zarysowania większej intrygi otoczonej całą masą widowiskowości. Nieźle radzi sobie on również z ukazaniem Tony’ego jako bardzo pewnego siebie bogacza. W wielu scenach bohater przypomina swój filmowy odpowiednik i świetną kreację Roberta Downeya Jr.
Niestety nie jest już tak „różowo”, jeśli po tytuł ma sięgnąć bardziej doświadczony i wymagający czytelnik. Taka osoba pochłaniając kolejne strony dzieła, szybko może poczuć znużenie. Twórca bowiem nie sili się tu na jakiekolwiek innowacje, opierając swoją historię na sprawdzonych (i trochę już nudnych schematach). Slott ma również pewne problemy z utrzymaniem stałego poziomu scenariusza. W jednym momencie kreśli on intrygujące wątki okraszając je nieźle napisanymi dialogami, aby kilka stron dalej popaść w fabularny marazm i skrajną infantylność. Łyżeczką dziegciu są tutaj również dość przeciętnie zarysowani bohaterowie drugoplanowi (włącznie z masą dobrze znanych postaci), którzy często robią wyłącznie za „tło”.
Nie ma za to powodów, aby narzekać na warstwę wizualną komiksu. Sztuka Valerio Schiti jest bardzo solidna, potrafi mocniej przykuwać uwagę odbiorcy dzieła i dobrze oddać jego widowiskową stronę. Włoch nieźle radzi sobie również z projektami postaci, które epatują różnorodnymi emocjami, zależnie od sytuacji, w jakiej się znalazły.
Ostateczna ocena Tony Stark: Iron Man #1 mocno zależna jest od samego odbiorcy, jego potrzeb i znajomości przygód bohatera. Nie jest to jednak tytuł wybitny i raczej trzeba go plasować w grupie średniaków.
Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
Polecam:
OCENA:
Podsumowanie.
Dawka widowiskowej komiksowej superbohaterskiej akcji cierpiącej na brak innowacyjności i pewną dozę infantylności. Nowi czytelnicy dopiero poznający historię głównego bohatera, ostateczną ocenę albumu mogą podciągnąć o jedno oczko w górę.