Wydawnictwo Kultura Gniewu utożsamiane jest z mocno nietuzinkowymi komiksami, które potrafią zaciekawić naprawdę szerokie grono odbiorców. Nie inaczej jest w przypadku powieści graficznej Terra Incognita autorstwa Łukasza Ryłko, która pod otoczką science fiction, porusza naprawdę wiele różnorodnych i ciekawych kwestii.
Dla głównego bohatera powieści miał to być kolejny „normalny” dzień. Wyszedł on z domu w celu załatwienia kilku spraw i zrobienia podstawowych zakupów. Wystarczył jeden zły krok, źle postawiona stopa i stało się. Bliskie spotkanie z twardym podłożem oznaczało dla mężczyzny coś gorszego niż pospolite złamanie. Nagle obudził się on w zupełnie innym świecie na dodatek nie we własnym ciele. Jego świadomość została przeniesiona do robota noszącego imię „Jedynka”. Staje się on więc duchem zamkniętym w skorupie maszyny. Chęć powrotu do własnego świata i własnego jestestwa oznacza tylko jedno – długa i niebezpieczną podróż po nowym świecie, gdzie ludzie i maszyny prowadzą ze sobą wyniszczającą walkę o dominację.
Ogólny zarys fabuły może brzmieć jak coś dość standardowego dla gatunku sci-fi. Zapewniam jednak, że każdy, kto zdecyduje się sięgnąć po ten tytuł, już po kilkunastu pierwszych stronach przekona się o tym, że w umyśle autora drzemie morze ciekawych i nietuzinkowych pomysłów na to, jak w odmienny sposób wykorzystać pewne sprawdzone schematy. Świat przedstawiony w albumie jest niebywale klimatyczny i nasuwa skojarzenia z twórczością Stanisława Lema. Zarówno legenda literackiej fantastyki, jak i twórca komiksu, mają manierę tworzenia ciekawej mieszanki wyrazistej i bezpardonowej akcji z treściami gdzie nic nie jest nadmiernie oczywiste, a każdy najdrobniejszy element świata przedstawionego ma znaczenia dla dalszej fabuły. Na dodatek prawie każdy pojawiający się tutaj wątek może być interpretowany inaczej, zależnie od danego czytelnika.
Zdecydowanie nie są to jedne popkulturowe nawiązania, jakie można znaleźć w albumie. Tytuł wypchany jest dosłownie po brzegi mniej lub bardziej oczywistymi odniesieniami do kultowych dzieł. Nie są to jednak nieprzemyślane zapożyczenia tworzone metodą kopiuj-wklej. Łukasz Ryłko stara się, aby każde takie odniesienie było odpowiednio przemodelowane i na tyle nieoczywiste, żeby czytelnik czerpał radość z odkrywania sekretów komiksu. Zakres takich powiązań jest naprawdę bardzo szeroki i nieograniczający się do jednego segmentu kultury. Baczne oko czytelnika znajdzie tutaj pokrewne elementy takich hitów jak: Ghost in the Shell, RoboCop, Matrix, Planeta Małp czy pewne sprzężenie z twórczością Lyncha i Asimova.
Nietuzinkowość dzieła przejawia się nie tylko w jego interesującej fabule, ale również w oprawie graficznej. Twórca stawia tutaj na czarnobiałą stylistykę, w której surowa, ale przyjemna dla oka kreska wypełnia kolejne strony dzieła. Nie brakuje tutaj niesamowitej klimatyczności, ale również dbałości o niektóre detale, jeśli tylko tego wymaga dana scena. Całość pomimo swoich ewidentnych zalet jest jednak na tyle specyficzna, że nie każdy będzie musiał być zachwycony rysunkami.
Śmiało można więc stwierdzić, że Łukasz Ryłko stworzył naprawdę solidne komiksowe dzieło, które powinno spodobać się dość szerokiej grupie miłośników dobrej popkultury. Zaserwowana w Terra Incognita historia zapewnia nie tylko chwilę relaksu, ale również wymusza na odbiorcy bardziej „głębsze” podejście do tytułu, dzięki czemu ponad 300-stron pochłania się błyskawicznie.
Dziękuję wydawnictwu Kultura Gniewu za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
Polecam:
-
8/10
-
7/10
-
8/10
-
7/10
Krótko:
Nietuzinkowe rodzime dzieło komiksowe, które zapewnia odbiorcy iście metafizyczną dawkę rozrywki w klimatach sci-fi.