30 lat! Tyle dokładnie czasu minęło od momentu zniknięcia w czeluściach pewnej szuflady komiksu Najemnik Medox. Teraz jednak dzięki wydawnictwu Kultura Gniewu miłośnicy wartkiego sci-fi, będą mieli okazję skonfrontować się z tym tytułem i sprawdzić, czy mógł on swego czasu zawojować nasz rynek.
Tytułowy Medox to nie tylko najemnik do wynajęcia. To również doświadczony żołnierz znający się na swoim fachu, okazjonalny rządowy agent i koneser pięknych kobiet. Jego życie wypełnia solidna dawka różnorakich kosmicznych niebezpieczeństw. Nic więc dziwnego, że pragnie on chwili odpoczynku i relaksu. Plan był prosty, mały urlop spędzić w towarzystwie pięknych dam i przy okazji wziąć udział w wyścigu powietrznych bolidów. Nie przewidział on jednak tego, że podczas zmagań sportowych, ktoś będzie próbował go zabić. Mnogość wrogów, jakich dorobił się w całej galaktyce, nie pozwala na jednoznaczne stwierdzenie, kto czyha na jego życie. Jedna próba zabójstwa to jednak nie powód, aby przerywać od dłuższego czasu planowany relaks. Sytuacja szybko jednak mocno się komplikuje, okazuje się bowiem, że wdepnął on w wielką kosmiczną aferę, która może mu przynieść albo niewyobrażalne bogactwo, albo śmierć.
Komiks powstał w roku 1991, co bardzo mocno odczuwalne jest zarówno w jego klimacie, jak i konstrukcji fabuły. Był to czas, kiedy spore triumfy święciły pozycje (z szeroko pojętej popkultury) nastawione na widowiskową akcję. Nie inaczej jest w przypadku tego albumu, który śmiało można określić mianem typowego awanturniczo-przygodowego sci-fi. Autor scenariusza (Jacek Dąbała) od samego początku albumu serwuje treści, których zadaniem jest dostarczenie odbiorcy jak najbardziej intensywnej dawki kosmicznych wrażeń. Na czterdziestu sześciu stronach znajdziemy więc wszystko to, co powinno znaleźć się w dobrym komiksie tego typu. Są strzelaniny, wybuchy, kosmiczne potyczki, nieźle skrojona intryga, piękne nagie kobiety, sporo sexu i masa świetnego czarnego humoru. Twórca nie zapomina również o dobrej ekspozycji głównego bohatera, który pod wierzchnią warstwą awanturniczego sposobu bycia, skrywa swoje inne bardziej skomplikowane oblicze. Całościowo mamy więc tutaj do czynienia z naprawdę przyjemną w odbiorze historią, która może nie jest nadmiernie ambitna i głęboka, ale na pewno zapewnia sporo przyjemnej rozrywki (a to jest najważniejsze).
O ile scenariuszowo tytułowi trudno jest coś poważniejszego zarzucić, to już oprawa graficzna będzie różnorako odbierana przez czytelników. Marek Bielecki stara się tutaj łączyć pewną prostotę swoich rysunków z dbałością o pokazanie niektórych szczegółów. Dobrze wychodzi mu oddawanie dynamiki scen akcji oraz prezentacja wdzięków przewijających się przez album kobiet. Całość jednak dość mocno naznaczona jest wyraźną surowością przyjętego stylu, co niekoniecznie każdemu będzie się podobać (ale to już ocena bardzo indywidualna).
Wracając do pytania zadanego we wstępie recenzji. Czy Najemnik Medox miał szanse stać się hitem, gdyby pojawił się zgodnie z planami? Moim zdaniem tak. Tytuł bowiem w pełni zaspokajał komiksowe potrzeby sporej liczby odbiorców w tamtym czasie. Dzisiaj może nie robi on już tak wielkiego wrażenia, ale nadal stanowi solidną dawkę rozrywki, która powinna znaleźć się w posiadaniu nie tylko każdego fana rodzimych powieści graficznych, ale również miłośnika widowiskowego sci-fi.
Dziękujemy wydawnictwu Kultura Gniewu za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
Polecam:
Efektowna i przyjemna dawka rozrywki.
Ocena:
Duet Jacek Dąbała i Marek Bielecki serwują odbiorcy „leciwą”, ale przyjemną dawkę kosmicznej akcji, która powinna zadowolić szerokie grono odbiorców.