Dostępny w ofercie Egmontu album Lucky Luke: Arizona to jeden z początkowych tomów serii. Pozycja, w której Morris dopiero poszukuje swojego właściwego stylu, a stworzony przez niego bohater powoli wkracza na ścieżkę swojej wielkiej popularności.
Lucky Luke: Arizona zawiera dwie westernowe historie. Pierwsza z nich przenosi kowboja w okolicę Nugget City, gdzie grasuje szajka napadające na dyliżanse przewożące złoto. Rewolwerowiec znalazł się w dobrym miejscu o właściwej porze, aby uratować konwojenta cennego kruszcu. Teraz musi on podążyć zostawionymi śladami i ostatecznie rozprawić się z okolicznymi bandytami. W drugiej historii Luke wybiera się do Meksyku, podążając tam tropem znanego przestępcy nazywanego Papierosowym Cezarem. Kraina kaktusów i tequili przywita go wieloma problemami, z którymi będzie musiał on sobie jakoś poradzić. Weźmie on między innymi udział w zmaganiach korridy, gdzie zmierzy się z poszukiwanym bandytą i stadem wściekłych byków.
Tak jak zostało wspomniane, mamy tutaj do czynienia z jedną z pierwszych przygód LL. Historia „Arizona” powstała końcem lat 40. kiedy to autor serii daleki był jeszcze od jej ostatecznego kształtu (do którego przywykli fani na całym świecie). Morris (podobnie jak wielu innych artystów) w tym okresie bardzo mocno fascynował się animacjami Disneya. Starał się on przełożyć ten właśnie styl na komiksową formę, co doskonale widoczne jest w oprawie rysunkowej. Luke, gdyby niecharakterystyczny strój to byłby trudny do rozpoznania (nawet dla największych fanów). Odmienna jest tutaj również struktura samej opowieści. Nie występują tu charakterystyczne gagi i próby ukrycia głębszego przesłania pod wierzchnią warstwą scenariusza. Zaprezentowana akcja ma wiele z typowego westernu, jednocześnie stara się czerpać wiele pomysłów z klasycznych w tamtym okresie kreskówek. Całość może nie jest jakoś nadmiernie zachwycająca, ale dość przyjemna w odbiorze i warta sprawdzenia. W bardziej współczesne tony uderza druga z dostępnych tu historii. Graficznie prezentuje się ona tak jak późniejsze tomy. Morris zdecydowanie mocniej stawia w niej na prosty slapstickowy humor wymieszany z akcją, co mimowolnie wywołuje zadowolenia na twarzy czytelnika.
Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
Polecam:
Retro klasyka.
Ocena:
Kolejna część westernowej serii, która tym razem prezentuje czytelnikowi swoje retro oblicze. Tytuł niekoniecznie zachwycający, ale i tak warty sprawdzenia.