Gdy katana spotyka cybernetykę – recenzja komiksu Ronin.

Ronin - recenzja komiksu.

Frank Miller to nazwisko-legenda w świecie komiksu. Ma on w swoim dorobku dziesiątki wyśmienitych tytułów, które stały się pozycjami kultowymi. Czy do tego grona można zaliczyć album Ronin, który powstał na początkach jego kariery? Tego można się przekonać, czytając poniższą recenzję.

Komiks przenosi nas do odległej przyszłości, gdzie technologia miesza się z elementami feudalnej Japonii. Śledzimy tu losy pewnego samuraja, który nie zdołał obronić swojego pana przed złym demonem Agatem. Teraz młody wojownik jako ronin poświęca się zemście, która nie tylko ma przynieść mu ukojenie.

Album Ronin to doskonała okazja, aby zobaczyć ogromną pasję Millera zarówno do Japonii, jak i kultury i twórczości tego kraju. Nie jest to jednak pozycja wybitna i bardzo daleko jej do poziomu innych jego hitów. Jeśli miałbym krótko podsumować ten tytuł, to doskonale pasuje tu znane powiedzenie: Nie wszystko złoto, co się świeci.

Miller splata tutaj elementy mitologii japońskiej, takie jak motyw zemsty, honoru i przeznaczenia, z motywami science fiction, takimi jak zaawansowana technologia, korporacje i dystopijne społeczeństwo. Nieźle wypadają tu także jego zauważalne odniesienia do twórczości Moebiusa czy popkulturowych dzieł z Kraju Kwitnącej Wiśni. Nie można tu również narzekać na brak akcji, która szczelnie wypełnia ponad 300 stron komiksu. Na tym niestety kończą się jednak zalety tego dzieła.

Scenariusz, o ile z początku może zaintrygować, szybko staje się banalny i przewidywalny. Wyświechtany motyw zemsty kiedyś (w momencie premiery komiksu) może robił na kimś wrażenie, ale dziś kompletnie niczym nie zaskakuje. Sama fabuła ponadto często się gubi, stając się jedynie pretekstem do dynamiczniejszych scen akcji.

Poważne zastrzeżenia można mieć tu także do głównego bohatera, jak i innych pojawiających się postaci. Są one mocno nijakie, wręcz w niektórych momentach puste i niewnoszące niczego do opowieści. 

Przykładowa plansza Ronin - recenzja komiksu.
Przykładowa plansza: egmont.pl

Całości nieszczęścia doprawia tu bardzo, ale to bardzo specyficzna oprawa graficzna. Styl rysunków Millera zawsze był mocno charakterystyczny, ale tutaj widać wczesne stadium jego artystycznego rozwoju. Mocno surowa (momentami surrealistyczna) kreska powoduje na wielu planszach trudny do okiełznania wizualny chaos. Artysta stara się tu być jak wspomniany już Moebius, ale zdecydowanie mu to niespecjalnie wychodzi (przynajmniej w mojej ocenie).

Ronin to więc dzieło, po które mogą sięgnąć jedynie najwięksi fani twórczości Millera, którzy koniecznie chcą poznać wszystkie jego tytuły. Cała reszta na pewno znajdzie tysiące innych lepszych popkulturowych sposobów na spędzenie wolnego czasu.


Ocena albumu Ronin. PLUSY: MINUSY:
  • Ciekawy koncept fabularny…
  • … który prezentuje się niestety bardzo przeciętnie.
  • Masa wartkiej akcji.
  • Nijacy bohaterowie.
 
  • Przewidywalna treść.
 
  • Chaotyczna oprawa graficzna.

 

Ronin.
5/10

Ocena:

Dla współczesnego wymagającego czytelnika, przyzwyczajonego do bardziej dopracowanych narracji i grafiki, Ronin będzie lekturą trudną i momentami nużącą. Jest to jedne ze słabszych dzieł Millera, po które można jedynie sięgnąć, będąc jego naprawdę ogromnym fanem.


Tytuł do recenzji dostarczyło wydawnictwo Egmont.

Komiks do znalezienia również na Komiksiarnia Katowice i Ceneo.


 

0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
0
Would love your thoughts, please comment.x