Filmy o wielkich potworach to specjalność japońskiej kinematografii. Wiemy to nie od dziś. Zresztą, każdy kojarzy przecież Godzillę. Nie każdy jednak może znać inne monstra wykreowane w tamtejszej popkulturze. Obok wspomnianej króla potworów, do jednej z innych popularnych istot należy wielki żółw Gamera, którego mamy okazję podziwiać w nowym anime Netflixa zatytułowanym Gamera: Rebirth.
Przyznam szczerze, że pierwsze zapowiedzi tej produkcji nie napawały mnie specjalnym entuzjazmem. Po pierwsze zauważyłem, że Netflix ponownie wykorzystał styl animacji, który zdecydowanie mi się nie podoba i sprawia wrażenie niedopracowanego. Po drugie, w owym czasie pojawiały się również głosy o kolejnych produkcjach związanych z przytoczoną przeze mnie we wstępie wielką jaszczurką. Stąd uznałem, że Gamera: Rebirth może być tanią próbą wpisania się w pewien trend przez platformę streamingową i bliżej nie śledziłem postępów nad tym projektem.
W końcu przyszła jednak pora premiery tego anime, po którym niewiele się spodziewałem. I wiecie co? Zostałem bardzo mile zaskoczony. Ten sześcioodcinkowy tytuł posiada dopracowany scenariusz i wcale nie jest tylko kolejną produkcją o walczących ze sobą i przy okazji siejących spustoszenie potworach. To historia o przyjaźni, poświęceniu, pokonywaniu własnych słabości. To także fantastyczna, wakacyjna przygoda grupki nastolatków, a tym samym serial, który spokojnie można pokazać starszym dzieciakom i młodzieży.
Sama historia tytułowego potwora sięga 1965 roku. Wówczas był to przeciwnik ludzkości, a dzisiaj obrońca Japonii i Ziemi. Stąd też Gamera: Rebirth, gdyż kultowa w Kraju Kwitnącej Wiśni postać powraca w nowej wersji. Co ciekawe, twórcy zdecydowali, że każdy z odcinków anime trwa nieco ponad 40 minut. Jest to bardzo duży plus, gdyż daje to czas by skoncentrować się na poszczególnych bohaterach oraz ich wątkach. Akcja wcale się przez to nie dłuży. Mnie wręcz pozwoliło to lepiej wczuć się w tę opowieść.
Bohaterami jest tutaj grupka przyjaciół. Joe, Junichi i Boco. Są wakacje, a dzieciaki bawią się w najlepsze. Mają swoją bazę ukrytą w wielkim drzewie, śmieją się i wygłupiają. Przede wszystkim zbierają jednak pieniądze na system komunikacji, gdyż Boco zmienia szkołę i jego kontakt z najlepszymi przyjaciółmi będzie ograniczony. W międzyczasie ratują uwięzionego na bagnie żółwia (nic specjalnego) oraz dokuczają im chuligani na czele z przemądrzałym osiłkiem Brodym. Nic nie wskazuje na to, że ich życie wkrótce wywróci się do góry nogami. Tak się jednak staje, a to w wyniku pojawienia się wielkich latających monstrów. Kraj jest pod ostrzałem i nawet połączone siły japońskie i amerykańskie nie są w stanie im sprostać. Na szczęście pojawia się potężny żółw, który pokonuje te potwory i daje nadzieję na lepsze jutro. To wspomniana Gamera. Jednocześnie nasza trójka bohaterów zbliża się nieoczekiwanie do Brody’ego, który niejako dołącza do ich paczki.
Poznajemy kolejne istotne informacje dotyczące tej historii. Choćby fakt, że ojciec Brody’ego jest wojskowym, dzięki czemu bohaterowie mają pewien wgląd w sytuację związaną z atakami potworów. Dzieciaki trafiają pod ochronę pewnej fundacji, która bada owe monstra. W ten oto sposób przyjaciele trafiają w sam środek akcji i przeżywają niesamowite przygody, walcząc wręcz o własne przetrwanie. Jak się zresztą wkrótce przekonujemy, nie są to przelewki, a życie może stracić każde z nich.
Bardzo umiejętnie przedstawiono poszczególne wątki bohaterów. Odważnego i skłonnego poświęcić własne życie za przyjaciół Joe, chcącego zaimponować ojcu Brody’ego, wiernej swoim przekonaniom Junichi oraz w pewien sposób związanego z Gamerą i innymi potworami Boco, który pragnie przede wszystkim, by nic w jego grupie się nie zmieniało. Co więcej, akcja Gamera: Rebirth toczy się w roku 1989, choć możemy tego nie dostrzec w ferworze walki z potworami i używania nowoczesnej technologii przez wojsko i wspomnianą fundację. Czuć tu jednak klimat przygody, który skojarzył mi się trochę z filmem Stań przy mnie.
Najbardziej kuleje tutaj sam styl animacji, o czym zresztą już pisałem. Szczególnie na samym początku postaci wydają się być jakieś takie kanciaste i nienaturalne, a animacja spowolniona. Z czasem jednak się do tego przyzwyczajamy. Powiedziałbym wręcz, że staje się to wręcz znośne. Na szczęście historia jest na tyle wciągająca, że ja przez większość czasu w ogóle o tym stylu nie myślałem. Skupiłem się na czerpaniu satysfakcji z tej opowieści i niewątpliwie miałem jej mnóstwo. Spodziewałem się typowej produkcji o tzw. Kaiju, a dostałem rozbudowaną historię o dojrzewaniu i przyjaźni z wiarygodnymi wątkami młodych bohaterów, a nawet otwartym zakończeniem. Nawet jeśli jednak miałby to być już koniec Gamera: Rebirth, to dla mnie sprawdza się on idealnie. Koniecznie sprawdźcie ten tytuł.
- Odcinki: 6
- Premiera: Lato 2023
- Producent: Kadokawa
- Studio: ENGI
- Źródło: Org.
- Typ: Shounen
- Wiek: 13+
Gamera: Rebirth.
Ocena:
Mnóstwo rozrywki i powiew świeżości tchnięty w historie o wielkich potworach to tylko mały wycinek frajdy, którą da wam seans anime.