Szczury Wrocławia: Kraty przenoszą nas do roku 1963, kiedy to Wrocław stał się miejscem walk o przetrwanie. Epidemia czarnej ospy zmieniła się w coś dużo bardziej morderczego – zarażeni przeobrażają się w niemożliwe do zabicia zombie. Druga część serii świetnie kontynuuje ten rollercoaster emocji i zapewnia czytelnikowi masę niezapomnianych wrażeń.
Do zniszczenia podstaw cywilizacji wystarczyła jedna noc. Ile potrzeba by odzyskać kontrolę?
Atomówka nie spadła na Wrocław, Sowieci nie wkroczyli – wyrok śmierci na ocalałych został chwilowo odroczony. Major Biedrzycki i pośpiesznie utworzony sztab kryzysowy próbują opanować sytuację, zaszywając się w zoo na wyspie. Mają w planach powolne oczyszczenie miasta z panoszących się w nim zombie i sprowadzenie na te bezpieczne obszary ocalałych. Zanim to jednak nastąpi, fabuła książki cofa się o kilka godzin, ukazując wydarzenia w innej części Wrocławia. Godzina 4:04, spanikowani pracownicy więzienia po słuchaniu całonocnej strzelaniny, wąchaniu roznoszącego się zapachu palonych trupów i zapoznaniu z dziesiątkami niedorzecznych plotek, chcą ukryć rodziny w bezpiecznym miejscu. A jakie jest lepsze od takiego za mocnymi, stalowymi kratami? Trzeba się tylko pozbyć aktualnych lokatorów. Przez tę decyzję na wolność wydostaje się grupa czekających na wyrok śmierci skazańców. A w świecie opanowanym przez potwory przetrwać mogą tylko jeszcze gorsze od nich kreatury.
Pierwszy tom cyklu był poszatkowanymi historiami wielu osób próbujących przetrwać początkową falę apokalipsy. W Szczury Wrocławia: Kraty dostajemy trzy główne wątki fabularne, mniej lub bardziej się ze sobą splecione i doprowadzające do ekscytującego wspólnego finału. Zwarta fabuła nie znaczy jednak, że nie pojawia się masa postaci „na odstrzał”, w końcu przydomek serii „książka telefoniczna” nie wziął się znikąd (ciekawostka – autor używa nazwisk realnych ludzi, można było zgłaszać swoje kandydatury) Niektórych dzielnych, innych samolubnych, tchórzliwych, popełniających głupie błędy – po prostu ludzkich. Choć autor nie daje sobie czasu na budowanie pogłębionych charakterów, tworzy bohaterów zwyczajnych, z którymi można się utożsamiać.
Myślący bohaterowie.
U Szmidta najbardziej zachwyca mnie logika działań bohaterów. Szczególnie ci u władzy są inteligentni i kompetentni. Gdy pierwsze szaleństwo opada, testują rzeczy niezbędne do ich przetrwania. Czy kojarzycie inną serię o zombie, gdzie postacie momentalnie wpadają na pomysł sprawdzenia, czy zwierzęta się nie zmieniają? Zdają sobie sprawę, że brak wiedzy w takich kwestiach oznacza ich koniec. Nie ma co ukrywać, że nieumarłe insekty sprawiłyby, że jakiekolwiek próby przetrwania nie miałyby za dużo sensu. Dodatkowo każdy zachowuje się tak, jak na jego profesję przystało. Bardzo podobały mi się rozdziały z ocalałymi przestępcami. Autor nie starał się ich wybielać, szczególnie ich przywódca to kawał psychopaty. Do tego wybitnie inteligentnego psychopaty, co jest jeszcze gorsze i bardziej niebezpieczne. Czytelnik będzie uwielbiał go nienawidzić.
Śmierć nie oszczędza nikogo.
Pomimo świetnej fabuły poczułam znużenie w połowie lektury. Przez cofnięcie czasu o kilka godzin wraz z nowymi bohaterami czytelnik poznaje fakty, które już zna. Tak samo opisy rzezi, choć opisane w sposób działający na wyobraźnię, mogą stać się monotonne. Jest ich po prostu za dużo, w pewnym momencie zaskoczeniem staje się, gdy ktoś przeżyje, a nie gdy zginie. Zaczynało mnie to denerwować zwłaszcza w wątku więziennym. Gdy kogoś zaczynałam lubić, to prawie od razu umierał. Nie jest to zdecydowanie pozycja dla osób, którym przeszkadza brutalność w książkach. Okrutne wydarzenia są opisane bez upiększania, odpowiednio do sytuacji, pojawiają się też wulgaryzmy. Styl Szmidta nie składa się jednak tylko z tego. Autor potrafi stworzyć sceny mrożące krew w żyłach, ale też dialogi pełne ciętych ripost. Nie wiem jednak, jak Szmidt chce wyplątać świat z epidemii zombie (może tego nie planuje), bo z każdym kolejnym rozdziałem jego żywe trupy są coraz gorsze. Przy nich te z The Walking Dead to potulne, niegroźne owieczki. A ostanie odkrycia w tym tomie?! Jeśli kiedyś czeka nas epidemia zombie, to módlcie się o to, żeby przypominały te amerykańskie, bo przy naszych ludzkość jest skazana na całkowitą zagładę.
Nie tylko słowo pisane.
Ciekawym urozmaiceniem jest zabieg połączenia książki z kartami komiksu. Koniec jedynki pożegnaliśmy z Mawetem który utknął po drugiej stronie miasta, gdy zapomniano poinformować go o przenosinach sztabu. Autor nie opisywał jego (ponownego) przedzierania się przez cały Wrocław, pomiędzy rozdziałami znajdziemy narysowane panele pokazujące tę część opowieści.
W tym miejscu należałoby wspomnieć o samym wydaniu. Ilustracje są wydrukowane wyraźnie, z intensywną czernią. Litery nie są za duże, ale nadal wygodne w czytaniu. Moją uwagę zwróciła czcionka użyta przy nagłówkach rozdziałów i numeracji stron, pasująca do tej na okładce.
Tak jak w poprzedniej części na końcu tomu, Szmidt zachęca do lektury opowiadania debiutanta Piotra T. Dudka. Jego Szkodniki wpasowują się tematycznie, tam też uświadczymy zombie apokalipsę, ale w dużo luźniejszym, sarkastycznym klimacie. Zawitamy na wieś w czasie gdy wszyscy już przyzwyczaili się do nowej rzeczywistości, a życie toczy się dalej. Główny bohater, starszy rolnik, postrach całej wsi traktuje te mordercze u innych twórców monstra jak zwykłe szkodniki.
Jakby tego było mało, to epilog zapowiada kolejną bombę zmieniającą układ sił we Wrocławiu. Na to pewnie jednak jeszcze trochę poczekamy, na razie trzeba zadowolić się krótkim tomem dodatkowym.
Dla pragnących odrobiny strachu.
Szczury Wrocławia: Kraty to pozycja pełna świetnie wykreowanych, różnorodnych postaci, którzy robią wszystko, co tylko mogą, aby przetrwać w okrutnej rzeczywistości. Polecam fanom zombie, horrorów i wszystkim ciekawym jak można połączyć klimat PRL-u z taką tematyką.
Polecam:
OCENA:
Krótko:
Szczury Wrocławia: Kraty potwierdzają, że jest to cykl, który jest pozycją obowiązkową dla fanów zombie. Należy mieć jednak na uwadze to, że czytelnik musi być osobą o mocnych nerwach.
[…] STRON: 612WYDANIE: 2019 (Insignis)(Recenzję znajdziecie też na stronie Popkulturowy Kociołek – zaczęłam współpracę z blogiem)"Szczury Wrocławia" przenoszą nas do wersji roku1963, kiedy […]