The Frontiers Saga: Głowa Smoka to szósta odsłona kosmicznej serii, która jak do tej pory regularnie dostarcza miłośnikom dynamicznych sci-fi sporej dawki rozrywki. Nie inaczej jest w przypadku tej odsłony, która stawia na mocną widowiskową akcję i zamknięcie pewnego etapu w życiu załogi okrętu Aurora.
Uratowanie planety Corinair i jej mieszkańców przed unicestwieniem, nie oznaczało dla kapitana Aurory zasłużonego odpoczynku. Nathan Scott z trudem mógł pogodzić się z poniesionymi ofiarami i doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że przyszłość może przynieść jeszcze większe zagrożenie. Imperium Ta’Akarów z pewnością bowiem nie pozwoli na rebelię na swoim terenie i uderzy w planetę z całą swoją siłą. Przyszła więc pora na realizację planu, który pojawił się w głowach dowództwa już jakiś czas temu. Odwetowi można zapobiec tylko w jeden sposób – atakując stolicę Takary i biorąc do niewoli samego cesarza. Do takiego zadania trzeba się dobrze przygotować. Nadal nie daje to jednak pewności, że wszystko pójdzie zgodnie z planami. Jedno jest pewne, od tego jednego szaleńczego ataku zależeć będzie przyszłość zarówno tego zakątku kosmosu, jak i szansa powrotu ludzi na swoją rodzimą planetę.
Kosmiczna wojna w widowiskowym wydaniu.
Piąta część cyklu nie była tak dynamiczna, jak wcześniejsze odsłony, stawiając mocniejszy nacisk na rozbudowę świata i jeszcze lepszą prezentację bohaterów. To lekkie zwolnienie akcji, było doskonałym uspokojeniem i przygotowaniem czytelnika do tego, co może on znaleźć w szóstym tomie. Fabuła toczy się tutaj bowiem w błyskawicznym tempie, z dużą ilością widowiskowej akcji (z masą brawurowych scen), solidną dawką suspensu i scen bitewnych, które powinny wgnieść odbiorcę mocno w fotel.
Sam początek książki jest jeszcze spokojny, gdzie autor opisuje ostatnie przygotowania i liczne niepewności piętrzące się w umyśle Scotta i jego podwładnych. Jest to przysłowiowy ostatni oddech przed mocną akcją, która powinna zadowolić każdego miłośnika militarnego sci-fi. Sama bitwa to ostra kosmiczna jazda bez trzymanki, która jest przedstawiona w fenomenalnym stylu. Brown skupia się tutaj zarówno na tym, co dzieje się w kosmosie opisując poczynania Aurory, jak i sporo miejsca poświęca dokonaniom piechoty, która dzielnie walczy na planecie i gotowa jest do wielkich poświęceń.
Zaskoczenia, rozwój bohaterów i zakończenie pewnego wątku.
Widowiskowa strona „wojny” to tylko jedna z zalet książki. Twórca nie zapomina tutaj również o dalszym rozwoju swoich bohaterów. Świetnie pokazuje on tutaj jaką drogę przeszły niektóre postacie i jak mocno się rozwinęły. Obok tego wszystkiego znalazło się również miejsce dla kilku zaskakujących zwrotów akcji i intryg, które mogą zaskoczyć nawet największych fanów serii. Szósta odsłona cyklu to również odpowiedź na kilka nurtujących czytelnika pytań i zakończenie szeregu różnych wątków składających się na finał pewnego etapu historii.
Podsumowanie.
The Frontiers Saga: Głowa Smoka to kawał solidnej i mocno widowiskowej literatury sci-fi, którą można uznać za najlepszą (jak do tej pory) odsłonę cyklu. Jeśli kolejne tomy będą równie intensywne i ciekawe, to nikt nie powinien mieć prawa do narzekania.
Polecam:
The Frontiers Saga: Głowa Smoka.
OCENA:
Widowiskowa porcja militarnego sci-fi, która powinna zapewnić miłośnikom tego gatunku gargantuiczną porcję rozrywki. Książka, która wywołuje u fanów serii szeroki uśmiech zadowolenia i pretenduje do miana najlepszej części.
Dziękujemy wydawnictwu Drageus Publishing House za udostępnienie egzemplarza do recenzji.