Na przestrzeni lat w uniwersum DC pojawiło się wiele tytułów, które przekraczały granicę naszej planety i zabierały czytelnika głęboko w niezbadany kosmos. Do tego właśnie grona zalicza się album Kosmiczna Odyseja będący prawdziwą komiksową „klasyką”.
Życie na naszej planecie od tysiącleci toczyło się własnym torem. Ludzkość miała swoje chwile wzlotów i upadków, całkowicie zapominając o przeszłości i istnieniu potężnego „Antyżycia”. Wszechmocna energia mogąca niszczyć całe układy gwiezdne, cały czas czaiła się jednak w mrokach kosmosu. Teraz sam Darkseid dostrzegł jej przebudzenie i nadejście wielkiego niebezpieczeństwa. „Przeciwnik” jest na tyle potężny, że nikt nie może się z nim mierzyć samemu. Nie pozostaje więc nic innego jak tylko połączyć siły z dotychczasowymi wrogami (superbohaterami) i wspólnie spróbować powstrzymać nadchodzącą zagładę.
Historia napisana przez Jima Starlina to „klasyka” doceniona zarówno przez krytyków, jak i fanów na całym świecie. Opowieść pierwotnie została opublikowana w ramach mini-serii wydawanej końcem lat 80. Decydując się więc sięgnąć po ten album, należy być gotowym na mocną dawkę „retro”. Fabularnie tytuł stanowi zamkniętą całość, nie ma więc potrzeby znać dziesiątek historii pobocznych, aby móc w pełni cieszyć się jego zawartością. Dzięki temu po komiks mogą sięgnąć zarówno doświadczeni fani DC, jak i zupełnie nowi czytelnicy.
Główny wątek historii to mieszanka prostoty i sprawdzonych rozwiązań, które skupiają się na dostarczeniu czytelnikowi masy widowiskowej akcji. Starling doskonale wie jak pisać kosmiczne opowieści, które być może nie są nadmiernie innowacyjne, na pewno jednak potrafią być intrygujące i mocno angażujące. Stworzona przez niego historia to od pierwszej do ostatniej strony istna galaktyczna „jazda bez trzymanki”, gdzie dosłownie każda strona czymś zachwyca. Pod wierzchnią warstwą widowiskowości potrafi on również umieścić bardziej „głębsze” treści odnoszące się do złożoności superbohaterów i skomplikowanych relacji zachodzących pomiędzy nimi. Na swój sposób zachwycająca jest tutaj nawet „pompatyczność” niektórych scen, które świetnie dopasowują się do reszty historii i nie są irytujące (jak w innych komiksach tego typu). Malutkie zastrzeżenia co niektórzy odbiorcy mogą mieć jedynie do lekkiej warstwy humorystycznej rodem z lat 80-tych.
Zachwycając się „kosmiczną” historią Jima Starlina, trzeba również docenić jej świetną oprawę graficzną. Oczywiście na pierwszy plan wysuwa się tutaj sztuka Mike’a Mignoli, dla którego były to dopiero początki kariery, jednak już wtedy prezentował on przebłyski geniuszu (widoczny tutaj szczególnie w rozkładówkach). Nie jest to oczywiście poziom znany, chociażby z serii Hellboy, trudno jednak znaleźć tutaj jakieś elementy, do których można byłoby się przyczepić. Świetnie wizualizuje on bohaterów, dobrze oddaje dynamikę scen walk, wyśmienicie prezentuje „kosmos” jako miejsce akcji.
Kosmiczna Odyseja jest więc świetnie przygotowaną i ciągle potrafiącą zachwycić współczesnego czytelnika międzygalaktyczną widowiskową opowieścią, po którą zdecydowanie warto sięgnąć.
Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
Polecam:
Retro akcja.
Kosmiczna Odyseja.
Jedna z tych mini serii od DC, którą po prostu trzeba poznać, jeśli jest się fanem dobrego komiksu superbohaterskiego.