Jako, że wychowywałem się na serii Dragon Ball, która niezwykle ubarwiła moje dzieciństwo, wieść o powrocie serii po ponad sześciu latach przerwy przywitałem z ekscytacją. Miałem jednak w pamięci fakt, że ostatnia jej odsłona, Dragon Ball Super, nie przypadła mi do gustu. A jak rzecz się ma z Dragon Ball Daima? Sprawdźmy.
Najnowszy rozdział przygód Goku i spółki liczy sobie 20. odcinków. Historia jest prosta jak budowa cepa i niestety, mało oryginalna. Oto nasi bohaterowie zostają odmłodzeni, z czym w mniejszym stopniu mieliśmy już do czynienia w Dragon Ball GT. Nie mogąc skorzystać z ziemskich smoczych kul, zostają oni zmuszeni szukać ich gdzie indziej. Miejscem, do którego się udają jest Królestwo Demonów. Tam muszą zebrać kule, wrócić do swoich dorosłych form i rozprawić się z zagrażającym im nowym królem Demonów, który zwie się Gomah.
Naprawdę ciężko rozwodzić się nad fabułą Dragon Ball Daima. Jest ona bowiem do bólu prosta i skrojona pod najmłodszych widzów. Nie mamy tu wielu niespodzianek. Wiemy, że wszystko skończy się dobrze. Niektórzy bohaterowie pojawiają się tutaj chyba tylko po to, żeby odhaczyć występ w nowej serii, gdyż nie wnoszą do historii absolutnie niczego (patrz: Piccolo). Poczucie humoru jest wybitnie infantylne, chociaż to w pewnym stopniu zawsze było znakiem rozpoznawczym anime.
Jedyną nowością jest tutaj świat Demonów i kilka nowych postaci. Glorio to taka zżynka z Trunksa z Dragon Ball GT, tylko zupełnie bez charakteru. Mamy też nowe, niedorobione wersje Buu, czyli Kuu i Duu. Bohaterowie podróżują przez Królestwo Demonów, którego różne odcienie odkrywamy w kolejnych odcinkach. Nie jest to jednak tak nieprzyjazne miejsce, jakim powinno ono być. Nie mamy poczucia, że specjalnie utrudnia bohaterom wykonanie ich misji. Tym bardziej, że do zdobycia są tylko trzy smocze kule.
Całość prezentuje się solidnie. Do samego stylu animacji, dubbingu, muzyki, itp. nie można się przyczepić. Sceny walki wyglądają jak przystało na serię. Nie są one jednak specjalnie oryginalne, a w ostatnich latach wypłynęło tyle nowych anime, które robią to o wiele lepiej, że o walkach Goku, Vegety i innych zapomnicie w większości przypadków w mgnieniu oka. Wyjątkiem jest finał Dragon Ball Daima, ale o tym nieco później.
Co jest największym minusem nowej serii? Według mnie jest to fakt, że zamiast iść do przodu, anime cofa się w rozwoju. Jeśli prześledzimy historię animacji, cały czas się rozwijała. Zaczynając od Dragon Ball i perypetii młodego Goku, przez jego dorastanie i kolejne wyzwania, aż po ochronę Ziemi przed nowymi zagrożeniami w Dragon Ball Z. Seria GT poszła jeszcze o krok dalej. Nie tylko Goku został odmłodzony i śledziliśmy losy dość zaskakującego zespołu, ale wszyscy bohaterowie dorośli, a część z nich nawet w jakimś stopniu się zmieniła.
Dragon Ball Daima idzie po najprostszej linii oporu i nawet nie wzbudza we mnie nuty nostalgii. Tym bardziej, nie wyznacza żadnego oryginalnego kierunku dla naszych bohaterów. Równie dobrze można by zrobić z tego film, który pewnie nawet lepiej by się oglądało. Jedyną rzeczą, która naprawdę mi się spodobała, był powrót do wersji SSJ 4 w finałowej, efektownej walce. Poza tym jednak anime nie urzekło mnie niczym, a wręcz zirytowało mnie swoją schematycznością.
![]() |
PLUSY: | MINUSY: |
|
|
|
|
|
|
Dragon Ball Daima.
Ocena:
Dragon Ball Daima idzie po najprostszej linii oporu i nawet nie wzbudza we mnie nuty nostalgii. Tym bardziej, nie wyznacza żadnego oryginalnego kierunku dla naszych bohaterów. Równie dobrze można by zrobić z tego film, który pewnie nawet lepiej by się oglądało. Jedyną rzeczą, która naprawdę mi się spodobała, był powrót do wersji SSJ 4 w finałowej, efektownej walce.