Mój Nowojorski maraton to komiksowa historia pewnego wyzwania, które całkowicie odmieniło życie autora (Sébastien Samson). Jest to również ciekawa i mocno żartobliwa opowieść o przekraczaniu własnych ograniczeń i nieustępliwym dążeniu do postawionych sobie celów.
Urażona duma początkiem zmian
Wszystko zaczęło się podczas pewnej zakrapianej alkoholem imprezy z przyjaciółmi. To właśnie na niej znajomi głównego protagonisty i jego żona rozmawiali o udziale w Nowojorskim maratonie, jednym z największych wyzwań dla amatorskich biegaczy. Chwila nieprzemyślanego działa, urażona duma, uczucie wykluczenia, wszystko to po trochu spowodowało, że bohater również zdecydował się na udział w tej imprezie. Oczywiście nikt nie wziął owej deklaracji na poważnie, co jeszcze mocniej ugodziło jego ambicję. Postanowił on więc drastycznie zmienić całego swoje życie, rozpocząć regularne treningi, aby w konsekwencji znaleźć się pośród zawodników przemierzających ulice Nowego Jorku. Sébastien nie spodziewał się jednak, że jego decyzja zmieni całe jego dotychczasowe życie i przyniesie mu wiele bólu, wyrzeczeń, ale teraz niesamowitej radości.
Wielka przemiana
Zarys historii może dawać mylne wyobrażenie, że mamy tutaj do czynienia z „graficznym poradnikiem” jak biegać. Twórca zamiast niepotrzebnych porad, które zawsze można znaleźć w bardziej fachowej literaturze, postanowił zabrać czytelnika w mocno angażującą autobiograficzną historię swojej przemiany. Pochłaniając kolejne strony komiksu, widzimy więc typowe ludzkie zachowania jak lenistwo, zwątpienie w swoje siły, poddawanie się uczuciu rezygnacji, chwile euforii po osiągnięciu małych sukcesów. Wszystko to dość dobrze pokazuje, z czym mierzył się autor tak samo, jak setki tysięcy innych amatorskich biegaczy, którzy postanowili wkroczyć na bardziej wymagający poziom zmagań sportowych.
Duża dawka humoru i dystansu do siebie
Nie ma co ukrywać, że tego rodzaju tematyka zainteresuje tylko pewne grono osób, które same parają się uprawieniem tego rodzaju sportu. Na całe szczęście tytuł ma do zaoferowania jeszcze świetną warstwę humorystyczną, dzięki której komiks ma szanse zaciekawić innych odbiorców i dostarczyć im chwili naprawdę dobrzej rozrywki. Żartobliwy charakter dzieła jest tutaj podzielony na dwie warstwy, jedna bardziej zawoalowana dotrze do starszego czytelnika, który przekroczył wiek średni i doskonale zrozumie niektóre stany bohatera (kiedy hodowane od jakiegoś czasu sadełko spowoduje, że tu coś strzeli, tak szczyknie). Druga to prostsze żarty mogące rozbawić każdego, opierające się tutaj głównie na rysunkach rodem z kultowego starego serialu animowanego „Było sobie ciało”, prezentujące wewnętrzne reakcje organizmu na dużą dawkę wysiłku fizycznego i brak nowej dostawki „tłuszczyku”.
Rysunki
Jeśli chodzi o oprawę graficzną, to twórca stawia tutaj na prosty styl, podkreślający w wielu miejscach satyryczny wydźwięk dzieła. Nie brakuje tutaj jednak wyrazistych plansz pokazujących uroki Nowojorskiej metropolii, które podziwia bohater podczas przemierzania kolejnych kilometrów, czy masy emocji i wysiłku ukazujących się na jego twarzy. Ciekawie wygląda również sposób kadrowania, gdzie kolejne ujęcia pokazywane są z lotu ptaka, z szerszego planu, zza pleców czy w przybliżeniu na umęczoną z wysiłku twarz.
Pozycja warta przeczytania
Mój Nowojorski maraton to mająca już kilka lat na karku, ale nadal ciekawa i bardzo przyjemna w odbiorze próba ukazania pod sportową otoczkę, że nieważne, jaki ma się cel w życiu, zawsze można go osiągnąć, jeśli tylko ma się w sobie wystarczająco dużo samozaparcia. Jest to również bardziej bezpośrednia zachęta do aktywnego spędzania wolnego czasu, co wydaje się zbawienne dla naszego organizmu.
Komiks do recenzji dostarczyła Komiksiarnia Katowice, za co serdecznie dziękuję.
Polecam:
Posumowanie:
+ ciekawa „sportowa” historia z głębszym przesłaniem;
+ dobra warstwa humorystyczna;
+ prosta, ale przyjemna oprawa graficzna;
– wiele żartów „załapie” jedynie bardziej dojrzały wiekowo czytelnik;
– tematyka nie każdego do siebie przekona;