Dziki Zachód w wykonaniu duetu Goscinny i Morris zawsze był pełen przygód, kowbojskiej adrenaliny i humoru. Nie inaczej jest z zawartością albumu Lucky Luke: Biały jeździec. Tym razem szybki jak wiatr rewolwerowiec mierzy się z nowym wyzwaniem, które wystawi na próbę jego spryt, poczucie sprawiedliwości, cierpliwość i zdolności aktorskie. Czy to wystarczy, aby zaliczyć tytuł do grona najlepszych części serii? Sprawdźmy to!
Lucky Luke: Biały jeździec to kolejna dawka westernowej klasyki (album wydany oryginalnie w 1975), która pojawia się w ofercie Egmontu. Jak zostało to już wspomniane za tytuł odpowiada duet Goscinny i Morris, a więc można od tej pozycji naprawdę wiele oczekiwać.
Aktorem być.
Historia rozpoczyna się, gdy Lucky Luke trafia na wędrowną trupę aktorską. Zrządzenie losu sprawia, że rewolwerowiec zostaje wciągnięty w podróż tej grupy i jej pokazy. Szybko okazuje się jednak, że grupa ta skrywa jakieś tajemnice. Dziwnym trafem tam, gdzie dają oni występ, zawsze dochodzi bowiem do napadu na bank. Jest to wielce podejrzane, a więc bohater musi przeprowadzić wnikliwe śledztwo, przy okazji prezentując swoje nieodkryte do tej pory zdolności aktorskie.
Scenariuszowe zaskoczenia.
Scenariusz wymyślony przez Goscinnego z jednej strony oparty jest tu na pewnych sprawdzonych schematach. Z drugiej zaś potrafi mile zaskoczyć nawet największych fanów.
Luke jako wielki obrońca sprawiedliwości i ostoja uczciwości przez większość komiksu musi tu bowiem unikać wytarzania w smole i pierzu bądź też powieszenia. Napotkani przez niego ludzie nie wierzą w jego uczciwość, a wszystko to jest bezpośrednio powiązane z trupą aktorską, do której dołączył. Sytuacja jest dla bohatera trudna, ale jako doświadczony kowboj potrafi obrócić on ją na swoją korzyść, chociaż nie obejdzie się tu bez kilku widowiskowych wpadek.
Wartka przygoda i humor.
René Goscinny to niezaprzeczalny mistrz w budowaniu wciągającego westernowego klimatu. Intensywnej kowbojskiej otoczki rodem z Dzikiego Zachodu nie brakuje więc w 43 odsłonie serii. Obok tego twórca łączy tu również sprawnie dramat, przygodę i tajemnicę.
Owszem finał historii jest pod pewnymi względami przewidywalny (zawsze wygrywa sprawiedliwość), ale etap dojścia do tego finału potrafi w kilku momentach bardzo pozytywnie zaskoczyć.
Jak w większości albumów serii ważną część opowieści stanowi tu również humor. Autor w przemyślany sposób wyśmiewa pewne kulturowe stereotypy i żartobliwie krytykuje pewne aspekty amerykańskiego społeczeństwa. Dzięki temu komiks staje się nie tylko świetną rozrywką, ale także inteligentnym komentarzem na temat sprawiedliwości i “rozrywki” w świecie Dzikiego Zachodu.

Podsumowanie.
Lucky Luke: Biały jeździec to więc nie tylko kolejna znakomita odsłona przygód szybkiego rewolwerowca. Komiks bez cienia wątpliwości trzeba zaliczyć do ścisłej czołówki całej serii. Jest to więc tytuł, który powinien przeczytać każdy fan LL.
![]() |
PLUSY: | MINUSY: |
|
|
|
|
||
|
Lucky Luke: Biały Jeździec.
Ocena:
Dla fanów Lucky Luke’a to pozycja obowiązkowa, która momentalnie stanie się jedną z ich ulubionych odsłon. Dla nowych czytelników to zaś doskonała okazja, aby wkręcić się w świat LL i stać się wiernym fanem jego przygód.
Album do recenzji dostarczyło wydawnictwo Egmont.
Komiks do znalezienia również na Komiksiarnia Katowice i Ceneo.