Kocha… Nie kocha… to shoujo z czworokątem miłosnym, które dzięki dwóm głównym bohaterkom z kompletnie inną definicją miłości może się wyróżnić wśród natłoku podobnych tytułów.
„Wiosna to czas rozstań i powitań„. Dwie dziewczyny spieszące się na spotkania z wyjeżdżającymi bliskimi poznają się w specyficznych okolicznościach. W końcu niecodziennie nieznajomy prosi cię o pożyczenie pieniędzy na bilet zarzekając się, że odda je następnego dnia. Yuna z początku nieufna, zgadza się pomóc rówieśniczce, identyfikując się z jej sytuacją. Przy drugim spotkaniu Akari okazuje się jej nową sąsiadką, idącą dodatkowo do tej samej szkoły. Dziewczyny zaczynają rozmawiać i pomimo odmiennych charakterów znajdują nić porozumienia. Jednak ta świeża przyjaźń zostanie nie raz poddana próbie przez ich perypetie miłosne, gdy we wszystko wplączą się brat Akari i przyjaciel Yuny. Tak rozpoczyna się poplątany czworokąt miłosny!
Kiedy myślę shoujo, pierwszym co mam przed oczami jest właśnie kreska Io Sakisaki. Wielkie błyszczące oczy, proste tła, bąbelki, wiele kadrów ze zbliżeniami na twarze. Rysunki są estetyczne, dobrze pokazują emocje na twarzach bohaterów, ale nie wyróżniają się niczym szczególnym. Są one przyjemne dla oka, jednak niewprowadzające w zachwyt.
Wydanie jest w standardowej jakości Waneko. Manga owinięta jest obwolutą, szkoda, że okładka pod nią nie ukrywa dodatkowej ilustracji, jest gładka, tylko z tytułem. Nie znalazłam literówek, onomatopeje nie zasłaniają rysunków, wszystkie czcionki są czytelne. Akapit wewnętrzny jest na tyle szeroki, aby nie było potrzeby zbytniego rozkładania tomiku. Nic nie przeszkadzało mi więc w czytaniu
Pomimo wszechobecnego w mandze tematu miłości pierwszy tom Kocha… Nie kocha… nie ma wielu romantycznych momentów. Manga kładzie nacisk na żeńskie bohaterki i ich rozwijające się relacje. Te dwie nie powinny mieć możliwości zaprzyjaźnienia się, jednak pomimo a może właśnie przez różnice okazują się idealnie uzupełniać. Są jak rozum przeciwko sercu, racjonalność kontra marzycielskość, wycofanie wobec całkowitej szczerości w emocjach. Z biegiem akcji coraz lepiej się rozumieją, choć pozostają przy własnych poglądach, potrafią zaakceptować przyjaciółkę taką, jaka jest.
Fabularnie jest to standardowo przebiegające shoujo, ale jedna rzecz sprawia, że jest to tytuł wyjątkowy. W większości serii znajdujemy bohaterki, które zakochują się od pierwszego wejrzenia podczas pozornie nieistotnego zdarzenia. Tu Yuna jest przedstawicielką tego typu. Marzycielska z wyidealizowanymi wyobrażeniami na miłość, czekająca na piorun z jasnego nieba. Miłość to dla niej coś, co się czuje od razu, uważa, że rozpozna właściwą osobę już przy pierwszym spotkaniu.
Akari za to w tej kwestii stąpa twardo po ziemi. Dla niej szukanie miłości to cały proces poznawania się i dawania sobie szans na stopniowe zakochiwanie. Jest to nietypowy pogląd mangowej nastolatki i mam nadzieję, że z biegiem tomów nie zatraci tej postawy. Akari to powiew świeżości, jeśli zostanie właściwie poprowadzona. Najbardziej cieszy mnie, że autorka dopuściła do głosu obie bohaterki, nie faworyzując żadnej z postaw.
Nawet pomijając kwestie miłosne, Akari jest ciekawą bohaterką pełną sprzeczności. Zestawia pewność siebie i przebojowość z trudnością mówienia o uczuciach. Przez to wydaje się oziębła, do tego łatwo odpuszcza i pozwala ludziom myśleć, co chcą pomimo tego, jak może być to dla niej krzywdzące. Z pozoru twarda bohaterka jest w głębi bardzo krucha i potrzebująca akceptacji osoby, która będzie umieć odczytać jej zachowanie pomimo braku właściwych słów.
Yuna, pomimo nieśmiałości otwarta emocjonalnie powoli staje się dla niej taką osobą. Dziewczyna, gdy już przełamie własną niepewność potrafi bardzo bezpośrednio powiedzieć to, co myśli i czuje. Tak jak Akari momentalnie polubiłam, tak Yuna powoli mnie do siebie przekonuje, widzę jej potencjał na kolejne tomy, gdy już stanie się troszkę odważniejsza.
Niestety postacie męskie są na razie przedstawione dosyć pobieżnie, ale przed nami jeszcze 11 tomów. Już widzę, że urok serii będzie się opierać głównie na postaciach. W końcu doskonale możemy się domyślić, jak skończą się ich miłosne perypetie, więc to od kreacji bohaterów będzie zależeć, czy ich droga przyciągnie na stałe czytelników. Po pierwszym tomie jestem zadowolona i z chęcią poznam dalszy ciąg. Jeśli lubicie miłosne nastoletnie opowieści Kocha… Nie kocha… powinno Was zainteresować.
OCENA:
Podsumowanie.
Dobry początek młodzieżowego romansu z ciekawie wykreowanymi bohaterkami, które mogą wybić się poza schematy gatunku.