Lucky Luke #41: Spadek dla Bzika to kolejna porcja dosyć klasycznych przygód dzielnego kowboja, w której René Goscinny skupia się głównie na tytułowym Bziku i braciach Dalton. Album więc ten oferuje czytelnikowi solidną dawkę dobrej westernowej rozrywki z mocno wyczuwalną szczyptą humoru.
Bogacze dosyć często potrafią być ekscentryczni i nieprzewidywalni. Doskonałym przykładem tego może być pewien zamożny pan, który postanowił w testamencie zapisać pokaźny majątek Bzikowi. Niezbyt rozgarnięty pies, którego marzeniem są jedynie pyszne kości, niekoniecznie zdaje sobie sprawę z całej sytuacji, ani tym bardziej zagrożenia jego życia. Na całe szczęście jego prawnym opiekunem zostaje nikt inny jak sam Lucky Luke, który zadba o jego „bezpieczeństwo”. Będzie to o tyle istotne, że majątkiem dość mocno interesują się bracia Dalton (szczególnie Joe). Do tego wszystkiego dojdzie jeszcze chińska mafia i specyficzne plany czworonogiego dziedzica.
Przedstawiona w albumie historia może wydawać się troszkę absurdalna. Doskonale jednak wpasowuje się ona w trend całej serii. Fabuła łączy świetną warstwę komediową (z często dość inteligentnym żartem) z typowymi westernowymi elementami/wstawkami. Autor wie jak budować historię, tak aby czytelnik (niezależnie od wieku) czuł się mocno zaangażowany scenariuszem. Obok czysto „rozrywkowego” charakteru komiksu, Goscinny nie zapomina również o jego historycznym wydźwięku. Dotyczy to zarówno miejsca akcji (które istniało naprawdę), zaprezentowanych problemów mniejszości azjatyckiej (Chińczycy), którzy tworzyli zamknięte społeczeństwa czy malutkiego epizodu z Markiem Twainem. Śmiało można więc stwierdzić, że w treści komiksu każdy znajdzie coś interesującego dla siebie, co znacząco poprawi mu humor.
Jak na „klasyczny” album z serii przystało, Lucky Luke #41: Spadek dla Bzika to również świetna oprawa rysunkowa. Prace Morrisa jak zawsze łączą w sobie cartoonową prostotę z fantastycznym oddaniem klimatu Dzikiego Zachodu.
Dowcipna i na swój sposób „zaskakująca” fabuła albumu powinna więc zadowolić każdego czytelnika. Jeśli tylko ktoś pragnie odrobiny niezobowiązującego komiksowego relaksu, to gorąco polecam.
Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
Polecam:
OCENA:
Podsumowanie.
Świetny album, w którym nie brakuje wyrazistego klimatu i gagów wywołujących u czytelnika salwy niekontrolowanego śmiechu.