Początek XVII wieku. Statek, na którego pokładzie znajduje się pewien Anglik, rozbija się u wybrzeży Japonii. Tak rozpoczyna się historia przedstawiona w albumie William Adams, Samuraj. Opowieść, która powinna być dobrze znana pokoleniu trzydziestolatków, którzy w latach swojej młodości spędzali czas przed telewizorem oglądając kultowy serial „Shogun” z Richard Chamberlain i Toshiro Mifune w rolach głównych.
Tytułowy William Adams to doświadczony angielski marynarz, który sporą część swojego dorosłego życia spędził na wodach całego świata. Nowy i niebezpieczny etap jego historii zaczął się jednak w roku 1600, kiedy to pilotowany przez niego holenderski statek kupiecki rozbija się u wybrzeży Japonii. Ocalała garstka marynarzy zostaje oskarżona o piractwo, za co karą jest śmierć. Anglikowi nie tylko udaje się jej uniknąć, całkowicie oczyszczając się z zarzutów, ale również zwrócić na siebie uwagę pana Tokugawy. Od tego momentu losy obu mężczyzn mocno się ze sobą splatają. Będzie to na tyle istotne, że kraj stoi na krawędzi wojny domowej, w której stawką jest tytuł szoguna.
Popkulturowe spojrzenie na historię.
William Adam stał się protoplastą postaci Johna Blackthorne’a, głównego bohatera powieści Jamesa Clavella i wspomnianego już wcześniej serialu „Shogun”. Oba dzieła do spółki z prawdziwą historią były zaś inspiracją dla duetu Genzianella / Mariolle do stworzenia recenzowanego tytułu. Mamy więc tutaj do czynienia z komiksem przygodowo-historycznym z najmocniejszym naciskiem położonym jednak na ten pierwszy gatunek. Twórcy postarali się tutaj połączyć dużą serialową/książkową widowiskowość z pewnymi prawdziwymi faktami. Od samego początku stworzone przez nich dzieło nie pretendowało jednak do miana komiksowej biografii. Przedstawione tutaj wydarzenia w mniejszym lub większym stopniu dość luźno oparte są na prawdzie o Williamie Adamsie. Nie znajdziemy tutaj również zbyt wiele mocno rozbudowanej treści, powiązanej z mocno burzliwym okresem historii Japonii. Wszystko jest tu podane w dość dużym uproszczeniu i skrótowości, co niestety ma pewien wpływ na czytelnika. Ktoś mniej obeznany w przynajmniej podstawowej historii KKW może poczuć się zagubiony i nie do końca rozumieć niektóre sceny.
Na pewno nie można niczego zarzucić warstwie rozrywkowej albumu, która prezentuje się bardzo dobrze. Scenarzysta prezentuje kolejne losy bohatera w odpowiednim tempie, wypełniając każdą stronę ciekawymi wątkami. Dość widowiskowo zostaje tu również przedstawiona walka, której co prawda nie ma nazbyt wiele, ale potrafi ona przykuwać uwagę odbiorcy i epatować „samurajskim” klimatem.
Rysunki.
Ilustracje Nicola Genzianelli niemal od samego początku prezentują się dość mrocznie i ponuro, doskonale jednak wpasowując się w historię i stając się wyróżniającym elementem albumu. Taki styl nadaje scenariuszowi wyraźnej powagi i głębi. Zachwycać można się również nad szczegółowością prac Włocha i jego dbałością o należyte oddanie orientalnego otoczenia i emocji towarzyszących postaciom. Ogromny wpływ na pozytywny odbiór rysunków ma tutaj również kolorystyka zastosowana przez Fabiena Alquiera.
Podsumowanie.
Album William Adams, Samuraj jest więc całkiem przyjemnym kawałkiem komiksowej rozrywki, która powinna zainteresować miłośników Japonii. Gdyby twórca miał do dyspozycji trochę więcej miejsca i mocniejszą uwagę poświęcił historycznej otoczce, mogłoby z tego powstać coś naprawdę wyśmienitego. Stało się jednak inaczej i otrzymujemy kawałek poprawnej rozrywkowej popkultury.
Dziękujemy wydawnictwu Elemental za udostępnienie komiksu do recenzji.
Polecam:
William Adams, Samuraj.
OCENA:
Przygodowe zacięcie scenariusza, klimaty orientu i naprawdę niezła oprawa graficzna. Wszystko to staje się częściami składowymi albumu, któremu do genialności daleko, ale i tak potrafi on zapewnić solidną dawkę rozrywki.