Niesamowitej przygody z ciekawymi bohaterami ciąg dalszy. Tym razem na tapecie znalazł się album Liga Niezwykłych Dżentelmenów: Czarne Akta. Pora więc sprawdzić jaki los tym razem czeka na znane i lubiane postacie i czy Alan Moore ponownie stworzył coś, co mocno angażuje czytelnika.
Jeśli patrzeć na pierwotną datę wydania albumu Liga Niezwykłych Dżentelmenów: Czarne Akta, mamy tu do czynienia z trzecim tomem serii. Jeśli weźmiemy jednak pod uwagę chronologię wydarzeń, to album teoretycznie powinien być czytany jako czwarty. W praktyce zaś mamy tu do czynienia z pozycją, która broni się jako osobne dzieło i można po niego sięgnąć, nie znając wcześniejszych tomów (chociaż raczej polecałbym rozpocząć przygodę z Ligą od samego początku).
Alan Moore od samego początku tworzenia przygód niezwykłych bohaterów lubił bawić się formą i często w ten sposób zaskakiwać czytelnika. W recenzowanym albumie postanowił on w pełni wykorzystać swój twórczy umysł, aby dostarczyć odbiorcy coś więcej niż tylko zwykły komiks. Czarne Akta są bowiem mieszanką widowiskowości, niesamowitości, emocjonalności, pomysłowości i wylewającego się z każdej strony humorystycznego kulturowego absurdu.
Album jest połączeniem tradycyjnego komiksu i niezwykłego, ale również nader ciekawego książkowego eposu. Trzonem komiksowej części historii są tytułowe Czarne Akta. Zbiór tajnych materiałów dotyczących Ligi i jej członków (która została już rozwiązana – akcja rozgrywa się w 1958 roku). Dokumenty te stanowią łakomy kąsek dla wszystkich agencji wywiadowczych. Jednocześnie są ogromnym zagrożeniem dla byłych bohaterów ratujących Anglię. Nic więc dziwnego, że dwójka z nich (Mina Murray i Allan Quatermain) postanawia zrobić wszystko, aby przejąć tę książkę. Jeśli ktoś czytał poprzednie tomy serii, z pewnością może być mocno zaskoczony odmłodzonym wyglądem tych postaci. Zapewniam jednak, że zostało to wyjaśnione w fabule (czy dobrze to już inna sprawa), niekoniecznie jednak na samym początku dzieła.
Wątek ten przerywany jest prezentacją (najczęściej w formie pisanej – ale nie tylko) zawartości wspomnianych akt. Dzięki czemu czytelnik ma okazję zapoznać się z historią samej Ligi i różnymi losami jej członków.
Taka forma dzieła ma swoje plusy i niestety również pewne minusy. Na pewno pozwala to odbiorcy na jeszcze intensywniejsze wsiąknięcie w niezwykły świat wykreowany przez autora. Przerywana akcja sprawia jednak, że historia jest mniej intensywna/widowiskowa niż poprzednich albumach. Nie umniejsza jednak to jej niesamowitości i umiejętności zapewnienia odbiorcy naprawdę dobrej dawki przemyślanej rozrywki.
Na pewno nie zmienia się za to nic w kwestii implementacji przez Moore’a w tytule całej masy kulturowo-polityczno-historycznych nawiązań. Robi on to oczywiście w formie pastiszu (niejednokrotnie dość absurdalnego), ale na pewno nie można mu odmówić tego, że potrafi on rozbawić czytelnika, a podawane treści są idealnie ze sobą spasowane.
Interesująco i mocno nietuzinkowo jest również, jeśli chodzi o oprawę graficzną. Tym razem Kevin O’Neill postawił na połączenie kolorowych prac (znanych z poprzednich albumów) z pewną dozą surrealizmu i ekspresjonizmu. Lubi bawić się on formą obrazu czego doskonałym przykładem mogą być umieszczone na końcu albumu rysunki 3D (do komiksu dołączone są stosowne okulary).
Liga Niezwykłych Dżentelmenów: Czarne Akta to dzieło niesamowite, chociaż nie tak idealne, jak dwa pierwsze albumy. Na pewno, aby móc w pełni zrozumieć złożoność tego komiksu, trzeba mieć naprawdę rozległą wiedzę o świecie, historii i kulturze. Jest to więc pozycja, którą można czytać wielokrotnie i za każdym razem odkrywać coś nowego.
- Scenarzysta: Alan Moore
- Ilustrator: Kevin O’Neill
- Tłumacz: Paulina Braiter
- Wydawnictwo: Egmont
- Format: 170×260 mm
- Liczba stron: 192
- Oprawa: twarda
- Papier: kredowy
- Druk: kolor
Liga Niezwykłych Dżentelmenów. Czarne Akta.
Ocena:
Ciekawe, złożone i mocno nietuzinkowe dzieło, które daje czytelnikowi szansę na zaznanie naprawdę solidnej dawki komiksowej rozrywki.