Tadeusz Baranowski to jedna z tych postaci świata komiksu, której raczej nie trzeba nikomu przedstawiać. Legenda branży, na której pracach wychowały się całe pokolenia pasjonatów powieści graficznych. Tym bardziej powinni się oni zainteresować niedawno wydanym albumem Dymki z Tintina, jak dymek z komina.
Belgijska przygoda
O ile większość prac artysty jest dość dobrze znane szerokiemu gronu miłośników komiksów, to już tylko naprawdę tylko wielcy pasjonaci wiedzą o jego przygodzie na rynku belgijskim. W latach 1984-1987 tworzył on krótkie komiksowe historie na potrzeby belgijskiego magazynu TinTin. Pewnie owe historie zniknęłyby w odmętach niepamięci, gdyby nie osoba Mirosława Korkusa, który stał się pomysłodawcą owego albumu, zebrał potrzebne do niego materiały i zadbał o to, aby belgijska antologia komiksowa mogła dotrzeć do szerokiego grona rodzimych czytelników. Mamy tutaj do czynienia z dziełem kompletnym (nawet pomimo braku pewnej historii), po który powinien sięgnąć pasjonat rodzimej popkultury. Śmiało można napisać, że album to brakujące ogniwo komiksowej twórczości Tadeusza Baranowskiego, które idealnie uzupełnia nasz rynek. Na kolejnych stornach zostały umieszczone przetłumaczone i pokolorowane historie, które potrafią zapewnić czytelnikowi naprawdę solidną porcję rozrywki.
Różnorodna tematyka
Na odbiorcę czekają tutaj opowieści, które były już publikowana na naszym rynku w najprzeróżniejszych formach (często w dość mocno zmienione) oraz takie, które pierwszy raz debiutują w Nadwiślańskim Kraju. Spektrum historii jest naprawdę bardzo szeroki i każdy powinien znaleźć tutaj coś dla siebie. Możemy śledzić szalone przygody Profesora Nerwosolka i jego asystentki, weźmiemy udział w ekscytujący wyścigu, polecimy w kosmos, skorzystamy z wehikułu czasu czy zobaczymy niezdarne, ale sympatyczne wampiry Szlurpa i Burpa i ich konfrontacje z Thorgalem. To zaledwie tylko część komiksowego szaleństwa, które kryje się wewnątrz albumu. Jedno jest pewne, wartość rozrywkowa dzieła jest tak duża, że raczej nikt nie powinien narzekać tutaj na nudę.
Nie dla początkujących
Komiks można byłoby uznać wręcz za twór idealny, jednak zawsze musi pojawić się jakaś „skaza”. W tym przypadku jest to specyfika zamieszczonych tutaj historii, które z jednej strony zapewniają szerokie pakiet rozrywki, z drugiej raczej nie są polecane czytelnikom, którzy dopiero chcą rozpocząć swoją przygodę z twórczością Tadeusza Baranowskiego. Tak samo będzie z potencjalnymi młodszymi odbiorcami, którzy niekoniecznie będą wstanie docenić nietuzinkowy humor artysty i jego wizję twórczą. Na dodatek znajdzie się tutaj troszkę treści, w której pojawia się pewna doza erotyki (bez skrajności). Należy mieć to na uwadze, decydują się na lekturę.
Wizualna doskonałość wydania
Na duże słowa uznania zasługuje album pod względem jakości wydania. Wydawnictwo Kultura Gniewu przygotowało naprawdę wyśmienity kawałek komiksu. Elegancka twarda oprawa, świetnej jakości papier i druk oraz warte uwagi dodatki. Dzięki temu wszystkiemu tytuł będzie prawdziwą perełką nie jednej domowej biblioteczki.
Dymki z Tintina, jak dymek z komina to moim zdaniem album idealnie dopasowany do potrzeb i oczekiwań „starych” komiksowych wyjadaczy, którzy w pełni docenią jego wnętrze, a każda kolejna przeczytana strona zapewni im solidną porcję rozrywki i dobrej zabawy.
Dziękuję wydawnictwu Kultura Gniewu za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
Polecam:
-
8/10
-
8/10
-
10/10
Krótko:
Solidna porcja komiksowej rozrywki dla „leciwych” odbiorców.